Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic.
— Nic?
— Nic!
— Panowie, wystąpcie świetnie na mój pierwszy numer Baron du Châtelet i jego rybka nie starczą na dłużej niż tydzień. Autor Samotnika już zużyty.
— Sosten-Demosten przestał być zabawny, rzekł Vernou, wszyscy go od nas przejęli.
— Tak, trzeba nam nowej padliny, rzekł Fryderyk.
— Panowie, a gdyby tak ośmieszyć cnotliwych mężów z prawicy? Gdyby napisać, że panu de Bonald nogi czuć? wykrzyknął Lousteau.
— Możeby zacząć serję portretów mówców ministerjalnych? rzekł Hektor Merlin.
— Zrób to, moje dziecko, rzekł Lousteau, znasz ich, to twoi ludzie, będziesz mógł zadowolić parę wewnętrznych antypatyjek. Skubnij Beugnota, Syrieysa de Mayrinhac i innych. Artykuły mogą być gotowe z góry, zdejmie nam to z głowy kłopot o numer.
— Gdybyśmy wymyślili jakąś odmowę pogrzebu, z okolicznościami mniej lub więcej obciążającemi? rzekł Hektor.
— Nie dojadajmy resztek po wielkich dziennikach konstytucyjnych, które mają swoje fiszki z księżmi pełne takich kaczek, odparł Vernou.
— Kaczek? rzekł Lucjan.
Kaczką, objaśnił Merlin, nazywamy fakt, który ma pozór rzeczywistości, ale który wymyśla się dla ożywienia kroniczki, kiedy jest mdła. Kaczka, to pomysł Franklina, który wynalazł gromochron, kaczkę i republikę. Ten dziennikarz tak dobrze wziął na kawał encyklopedystów swemi zamorskiemi kaczkami, że, w Historji filozoficznej Indyj, Raynal przytacza dwie takie kaczusie jako autentyczne fakty.
— Nie wiedziałem o tem, rzekł Vernou. Cóż to za kaczki?
— Historja o Angliku, który sprzedał swoją oswobodzicielkę,