Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

używał sobie na neoficie; słuchał żarcików, któremi stary wojskowy zwodził swego czasu i Lucjana; własny interes uczynił mu zupełnie zrozumiałym ten manewr, który stawiał zapory niemal nie do przebycia między debiutantami a poddaszem do którego wnikali wybrańcy.
— Niema zbytku pieniędzy dla współpracowników, rzekł do kapitana.
— Gdyby was było więcej, każdy z was miałby mniej, odparł Giroudeau. Ot, co!
Ex-wojskowy puścił w ruch ołowianą laskę, wyszedł z wiekuistem hum, brum i nie taił zdumienia, widząc jak Lucjan wsiada do pięknego pojazdu czekającego na bulwarach.
— Teraz wy jesteście żołnierze, a my cywile, rzekł stary wiarus.
— Słowo daję, ci młodzi ludzie, to najpoczciwsi chłopcy w świecie, rzekł Lucjan do Koralji. Jestem tedy dziennikarzem, z gwarancją zarobienia sześciuset franków miesięcznie, pracując jak koń; ale ulokuję moje dwa dzieła i stworzę nowe: przyjaciele zorganizują mi bajeczny sukces! Zatem, puszczamy się na bystre wody!
— Zdobędziesz świat, jedyny; ale nie bądź tak dobry jak jesteś piękny, zarżnąłbyś się. Bądź z ludźmi szelmą: to daje pozycję.
Koralja i Lucjan pojechali do Lasku, gdzie znów spotkali margrabinę d’Espard, panią de Bargeton i barona. Pani de Bargeton obrzuciła Lucjana powłóczystem spojrzeniem, które mogło uchodzić za ukłon. Camusot zamówił paradny obiad, Koralja, czując się wolną, była tak miła dla biednego kupca, że nie pamiętał aby, przez czternaście miesięcy ich stosunku, widział ją kiedykolwiek tak uroczą i powabną.
— Trudno, rzekł sobie w duchu, porozumiejmy się jakoś, mimo wszystko!
Camusot ofiarował tajemnie Koralji, iż przepisze na jej imię