Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

— I cóż, myślał pan o sprawie naszego przyjaciela? rzekł nowy naczelny redaktor.
— Oczywiście, rzekł Dauriat rozpierając się sułtańsko w fotelu. Przejrzałem zbiorek, dałem go odczytać człowiekowi wytrawnego smaku, dobremu sędziemu, sam bowiem nie mam pretensji znać się na tem. Ja, mój przyjacielu, kupuję sławę już gotową, jak ów Anglik kupował miłość. — Jest pan równie tęgim poetą jak ślicznym chłopcem, młodzieńcze, ciągnął Dauriat. Słowo uczciwego człowieka, nie mówię księgarza, zauważcie to! pańskie sonety są wspaniałe, nie czuć w nich pracy, co jest naturalne kiedy się ma natchnienie i werwę. Wreszcie, umiesz pan rymować: jeden z przymiotów nowej szkoły. Pańskie Stokrocie to piękna książka, ale to nie jest interes, ja zaś mogę się zajmować jedynie szerokiemi przedsięwzięciami. Sumiennie mówiąc, nie mogę wziąć pańskich sonetów, niepodobna byłoby mi pchnąć je, nie dają widoków zysku zdolnych pokryć koszty sukcesu. Zresztą, pan nie pójdziesz drogą poezji, pański tomik będzie odosobniony. Jesteś młody, młodzieńcze! przynosisz mi wiekuisty zbiorek pierwszych wierszy, jakie, wychodząc ze szkół, popełniają wszyscy literaci; na których zależy im zrazu, a z których żartują sobie później. Lousteau, pański przyjaciel, musi mieć jakiś poemat zagrzebany wśród starych skarpetek. — No, powiedz, nie masz tam jakiegoś poematu, na który byłbyś przysięgał, Lousteau? rzekł Dauriat, rzucając Stefanowi porozumiewawcze spojrzenie.
— Ba, w jakiż sposób mógłbym inaczej pisać prozą? rzekł Lousteau.
— Ot, widzisz pan, nawet mi nigdy o tem nie mówił; to człowiek, który rozumie się na księgarstwie i na interesach, podjął Dauriat. Dla mnie, rzekł przyjaźnie do Lucjana, kwestja nie w tem czy pan jesteś wielkim poetą; masz w sobie wiele, bardzo wiele; gdybym był początkującym księgarzem, popełniłbym ten błąd, iż skusiłbym się na wydanie pańskich wierszy. Ale, przedewszystkiem, dziś, wspólnicy i kapitaliści odmówiliby mi kredytu; wystar-