Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli Samanon nie weźmie weksli, rzekł Gabusson, nikt ich wam nie zeskontuje.
W jednej osobie antykwarz na parterze, kupiec starzyzny na pierwszem piętrze, handlarz zakazanych rycin na drugiem, Samanon trudnił się, prócz tego, pożyczaniem na fanty. Żadnej z hoffmannowskich figur, żadnego ze złowrogich skąpców Walter Scotta nie da się porównać z tem, co społeczna i paryska natura pozwoliła sobie stworzyć w tym człowieku, o ile wogóle Samanon był człowiekiem. Lucjan nie mógł powstrzymać ruchu grozy na widok małego zasuszonego starca, którego kości zdawały się przebijać skórę zupełnie wyschłą, upstrzoną żółtemi i zielonemi plamami, niby malowidło Tycjana albo Pawła Veronese oglądane zbliska. Samanon miał jedno oko nieruchome i lodowate, drugie błyszczące i żywe. Skąpiec, który zdawał się posługiwać martwem okiem przy eskoncie, drugiego zaś używał przy sprzedaży bezwstydnych rycin, nosił zrudziałą peruczkę, z pod której wymykały się siwe włosy; żółte czoło miało wygląd groźny, policzki zapadały się nad kwadratowemi szczękami, zęby, jeszcze białe, sterczały z warg niby u ziewającego konia. Kontrast oczu i grymas ust, wszystko to dawało wyraz jakiejś dzikości. Twarda i kolczasta szczeć na brodzie musiała być kłująca nakształt szpilek. Kusa wyszarzana surducina zetlona na hubkę, czarny spłowiały krawat, wytarty od brody i odsłaniający szyję pomarszczoną jak u indyka, świadczyły iż starzec niezbyt dbał o to aby staranną tualetą okupić naturalne braki. Dziennikarze zastali go przy straszliwie brudnem biurku, zajętego przyklejaniem etykietek do jakichś nabytych na licytacji książek. Wymieniwszy spojrzenie, w którem odbijały się tysiące pytań obudzonych istnieniem podobnej osobistości, Lucjan i Lousteau przywitali go, podając list Gabussona i weksle Fendanta i Cavaliera. Podczas gdy Samanon czytał, wszedł do ciemnego sklepiku człowiek o twarzy zdradzającej wysoką inteligencję, ubrany w kusy tużurek, który wydawał się z blachy, tak był stwardniały od aliażu tysiąca obcych substancyj.