Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Scotta, pod tytułem Gwardzista Karola IX-go, i ofiaruję panom nabycie dzieła.
Porchon objął Lucjana chłodnem spojrzeniem, kładąc równocześnie pióro na pulpicie. Co do Vidala, ten spojrzał brutalnie na autora i odparł:
— Panie łaskawy, nie jesteśmy księgarnią wydawniczą, ale komisową. Jeżeli wydajemy coś na nasz rachunek, robimy jedynie w nazwiskach gotowych. Kupujemy zresztą tylko książki poważne, historje, kompendja...
— Ale moja książka jest bardzo poważna: chodzi o odmalowanie w prawdziwem świetle walki katolików, oświadczających się za władzą absolutną, a protestantów którzy chcieli stworzyć republikę...
— Panie Vidal! krzyknął subjekt.
Vidal wymknął się.
— Nie wątpię, iż pański utwór może być arcydziełem, rzekł Porchon czyniąc gest dość niegrzeczny, ale my się zajmujemy jedynie książkami gotowemi. Idź pan do tych, którzy kupują rękopisy: stary Doguereau, ulica du Coq, koło Luwru: to jeden z tych, którzy robią w powieści. Gdyby się pan zjawił wcześniej, był tu właśnie Pollet, konkurent starego Doguereau i księgarzy z Galerji drewnianej.
— Mam także zbiór poezyj...
— Panie Porchon! rozległ się głos.
— Poezyj! zakrzyknął Porchon w gniewie. Za kogo mnie pan bierze? dodał śmiejąc mu się w nos i znikając w czeluściach kantoru.
Lucjan przebył Nowy-Most, oblegany tysiącem refleksyj. Dostępne dlań urywki handlowej gwary dały mu odgadnąć, że, dla tych księgarzy, książki były tem, czem filcowe kapelusze dla kapeluszników: towarem, który się drogo sprzedaje, tanio nabywa.
— Omyliłem się, powiedział sobie, uderzony brutalną i kramarską postacią pod jaką objawiła mu się literatura.