Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

— Wierzę! — zawołał markiz. — Pichegru ostrzega mię, ażebym był ostrożnym i rozważnym w zawieraniu przyjaźni. Rzeczpospolita czyni mi ten zaszczyt, iż sądzi mię niebezpieczniejszym od wszystkich Wandejczyków razem, i liczy na me słabostki, pragnąc mię pozyskać.
— Miałżebyś mi nie ufać? — rzekła, kładąc mu na sercu rękę, która tuliła się do niego.
Młody oficer nachylił ku niéj czoło, które objęła czule dłońmi.
— Tak, tak — wmieszał się Gudin — policya Fouché’go niebezpieczniejszą będzie dla nas, niż bataliony ruchome i republikańscy Szuanie.
— Masz słuszność, wielebny ojcze.
— Ach! ach! — zawołała dama — miałżeby Fouché wyprawić przeciwko tobie kobiety?... Czekam na nie — rzekła po krótkiéj pauzie, nadając głosowi ton głęboki.
Na kilka strzałów od pustéj płaszczyzny, którą wodzowie opuścili, odbyła się jedna z owych scen, które przez długi czas jeszcze wydarzały się dosyć często na wielkich gościńcach. Przy wyjściu z małéj wioski na Pélerinie, Pille-Miche i Marche-a-Terre zatrzymali znowu dyliżans wśród wąwozu. Coupiau zsiadł z kozła po niejakim oporze. Milczący podróżny wydobyty ze swéj kryjówki przez Szuanów, klęczał teraz wśród gęstwiny jałowcu.
— Kto jesteś? — zapytał dzikim głosem Marche-a-Terre.
Podróżny milczał, ale Pille-Miche powtórzył pytanie, łącząc z niém uderzenie kolbą.
— Nazywam się — rzekł nareszcie rzucając spojrzenie na Coupiau — Jakób Pinaud, jestem ubogim kupcem płótna.
Coupiau zrobił giest przeczący, nie przeczuwając, iż zdradza go. Ten znak objaśnił Pille-Miche’a, który wycelował niezwłocznie karabin na nieznajomego, podczas gdy Marche-a-Terre wygłaszał następujące straszliwe ultimatum: Zanadto jesteś upartym, ażebyś miał znać kłopoty biedaka. Jeżeli jeszcze raz zmusisz nas do pytania się o nazwisko, kolega mój Pille-Miche jednym strzałem z téj lufy zjedna sobie szacunek i wdzięczność twoich spadkobierców. Któż jesteś więc? — dorzucił po chwili.
— Jestem d’Orgemont z Fougères.
— Ach! ach! — zawołali obydwaj Szuanie.
— To nie ja pana nazwałem, panie d’Orgemont — rzekł Coupiau. — Święta panienka moim świadkiem, że go dobrze broniłem.
— Ponieważ pan jesteś panem d’Orgemont z Fougères — rzekł Marche-a-Terre z wyrazem ironicznego uszanowania — puścimy pana bez szwanku. Że jednak nie jesteś ani dobrym Szuanem ani prawdziwym Błękitnym, że daléj nabyłeś dobra opactwa Juvigny, za-