Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nikogo? Ach! piękna masko, ja pierwszy zaciągam się na listę i będę zawsze najbardziej oddanym, najwierniejszym...
— Najwierniejszym? Wielki Boże! Odejdę zaraz, jeżeli będziesz dłużej przemawiał w takim tonie...
— Jakto? Czyż wierność...
— Wierność, to łańcuch, który pozornie dźwiga ten, co chce nim skrępować innych. Jestem wolna, zupełnie wolna i wolną chcę pozostać na zawsze; Niema takiego człowieka, dla którego zmieniłabym swe postanowienie.
— A ja nie jestem już wolny, czuję to, lecz się na to nie skarżę; ja sam tylko będę dźwigał okowy; nie możesz zapobiedz, zabronić, żebym cię pokochał, żebym miał nadzieję...
— Nie! Nie! nie chcę miłości, nie chcę o niej słyszeć, a nadewszystko nie chcę, ażeby ktokolwiek łudził się nadzieją...
— Ależ, masko okrutna! Masko niepojęta Czegoż więc żądasz? Co trzeba uczynić, by przynajmniej twoją litość sobie zjednać?
— Nie trzeba być szaleńcem, ani zwodnikiem nie trzeba przesadzać uczuć, które odczuwa się słabo; nie łudzić się, że romantycznemi frazesami i sztuczną słodyczą, uda się skłonić rozsądną kobietę do zmiany postanowienia; trzeba być uległym, dyskretnym, cierpliwym; czekać aż wyjaśnią się moje myśli, aż moja wola coś postanowi... a może... wtedy...