Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może wtedy?.. Dokończ, śliczna masko! rozstrzygnij o moim losie... Będę ci posłusznym; przyrzekam ci milczeć — ulegać — być cierpliwym — przyrzekam wszystko...
Mówiąc to Leon, wpatrywał się z zachwytem i nadzieją w przekorną maskę, z poza której wielkie czarne oczy, łagodne i błyszczące, śledziły go uważnie, spokojnie, z uwagą.
Nie zwracając uwagi na ton namiętny jego mowy, maska mówiła dalej z zajęciem:
— Ta wstążeczka, oznaka waleczności wskazuje, że służysz w wojsku?
Leon zmieszany jej spokojem, skinął tylko głową na znak potwierdzenia...
— W którym pułku?
— Jestem kapitanem w szóstym pułku jazdy — odrzekł z odcieniem niechęci.
— Zapewne teraz na urlopie? Czy twoja rodzina tu mieszka?
— Nie, moja rodzina, uczciwa, szanowana lecz niezamożna, mieszka daleko, na prowincji. Przybyłem tu z moim pułkiem, i tak samo jak ty, miła masko, jestem niedawno w Paryżu; jak ty, nie znam tu nikogo; jak ty, swobodny, niczem nie związany, z sercem wolnem, przyszedłem tu trafem poto, by postradać serce, wolność, spokój...
— I żeby poznać okrutnicę, niewdzięczną istotę, nieprawdaż? Wszystko to są wielkie słowa, używane zwykle w takich okoliczno-