Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/119

Ta strona została przepisana.

wadź go... powiedz, że chce mu podziękować za książki... i zabaw go, póki się nie ubiorę.
Szymelski. No, pamiętaj, żebyś później nie żałowała (wychodzi.)

SCENA VII.
LudwikaKasia (która weszła i spinając stroik na głowę, patrzy za panią przez okno.)

Ludwika (d. s.) Wygodnie to jest mieć takiego męża, ale czasem cierpliwości braknie, (śmiejąc się, chodzi; Kasia za nią, usiłując przypiąś stroik) jest tego przekonania, że on tu przyjeżdża lustrować jego gospodarstwo.. wyborny!
Kasia. Niech pani czeka.
Ludwika (stanąwszy i pozwalając Kasi przypinać, n. s.) Zawsze to dowodzi wielkiej zręczności i taktu pana Mieczysława... o! to niebezpieczny człowiek, bardzo niebezpieczny... muszę być ostrożną... (słychać głosy) a! idą... (do Kasi.) No, chodźże! (wychodzą na lewo.)

SCENA VIII.
SzymelskiMieczysław.

Szymelski (wprowadzając go.) Niechże już pan dobrodziej zrobi nam ten honor i spocznie trochę... przecie to kuzyn naszych dziedzidziców, to powinien być jak w swoim własnym domu,.. Żona zrobiła mi hecę, żem się tak zagapił.
Mieczysław. Korzystam z gościnności, tylko proszę bardzo, nie róbcie sobie państwo żadnej subiekcji... (n. s., kładąc kapelusz i pejcz.) Umyślnie się wróciłem, bo mi się wydaje bardzo podejrzaną ta fura żydowska.. może co wymacam.
Szymelski (n. s.) Mendel bestja już jest... a miał przyjechać dopiero jutro... Widział go, czy nie widział? (odprowadzając Mieczysława od okna.) Może pan dobrodziej będzie łaskaw usiąść.
Mieczysław (wracając do okna.) Dziękuję... pochodzę sobie... (po chwili) o! widzi pan Szymelski, nawet zabieram panu drogi czas... tam przed spichrzem widzę jakiegoś żydka z furą.
Szymelski (n. s.) Zobaczył!
Mieczysław. Zapewne ma pan Szymelski z nim interesa.
Szymelski. Ale broń Boże! cóż ja mogę mieć za interesa... tak zwyczajnie, włóczą się wąchając, czy czego nie wyłudzą... (przez okno.) Hej! ty! Bartek... spędźno tam tego żyda.. co on ma do roboty przed spichrzem.
Mieczysław (usuwając go i wołając.) Jeżeli ma jaki interes, to niech tu przyjdzie.
Szymelski (podobnież.) Powiedz mu, niech się wynosi, jeżeli nie chce co oberwać! (zamykając okno.) Ale tu taki przeciąg, niechże pan dobrodziej będzie łaskaw na kanapę... (n. s.) A ta się stroi, (kręci się.)
Mieczysław (n. s.) Coś w tem jest... trzeba udawać, że mnie to nie obchodzi... prędzej się czego dowiem.
Szymelski (n. s.) Muszę go czem zabawić... także Ludwisia ruszyła konceptem z temi zaprosinami.
Mieczysław (po chwili biorąc machinalnie książkę ze stołu.) Żona pańska lubi książki.
Szymelski (często oglądając się na okno.) Fiu! to jest kobieta okropnie obczytana, proszę pana dobrodzieja... ba! szlachcianka, mos-