Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/29

Ta strona została przepisana.

Sędzia (chodząc.) Czy chciałeś żebym sobie zaraz w łeb strzelił?... zresztą, jeszcze tam coś zostało, ale z gorzelnią trafiłem jak kulą w plot... i to mnie dorżnęło...
Albin (n. s.) Patrzcie państwo! dobrze, że się o tem zgadało.. (gł. z ironią.) Zaszczyca mnie zaufanie pana Sędziego... ale nie rozumie, do czego to zmierza...
Sędzia (chodząc dużemi krokami.) Zmierza do tego, aby nikt na pamięć nie sądził o cudzych interesach... ludzie są szczególniejsi!... chcą znać lepiej moją kieszeń, niż ja sam... Mają mnie za kresusa... Manię liczą za partję krociową, tymczasem ja, chociaż mam Zielenice czyste... nie dam za nią więcej za życia... jak około pięćdziesięciu tysięcy... licząc w to wyprawę... to sobie zanotuj!.. i tak jeszcze muszę się zapożyczyć.
Albin (n. s.) A to śliczny interes!... (gł) Ale ciekaw jestem, co mnie to obchodzi?.. Czyż ja jestem konkurentem do ręki panny Marji?
Sędzia (zdziwiony.) Nie jesteś konkurentem?
Albin. Zdaje mi się, że nie dałem nikomu powodu do robienia podobnego wniosku... ani mi postała w głowie myśl, porzucenia kawalerskiego stanu..
Sędzia (n. s.) Po djabłażem ja mu tyle naplótł... co ta Basia zawsze narobi!.. (gł. zły.) Czy ja ci mówię, że jesteś konkurentem?... przeżegnaj się!
Albin. Sądziłem tylko, że mam prawo odpowiedzieć na nacisk, z jakim pan sędzia wspomniałeś o posagu panny Marji...
Sędzia. Jaki nacisk?... przyśniło ci się... mówiłem tylko w ogóle (po chwili, zły.) Najświętsza rzecz, gdy każdy patrzy swojego nosa... najlepiej na tem wyjdzie, jak honor kocham...
Albin (ironicznie.) I ja jestem tego samego zdania... (patrząc na zegarek.) A tymczasem muszę pożegnać pana sędziego...
Sędzia. Odchodzisz?.. (niepuszcza) Czekajno,.. (n. s.) Licho wie, możeby mu powiedzieć... (gł.) Gdzież ci tak pilno?
Albin. Mam interes, i to bardzo ważny... muszę być na stacji... pociąg przychodzi za pięć minut.
Sędzia. Za pięć minut? Czekajno...
Albin Nie mogę, daję słowo honoru. (odchodzi.)
Sędzia (sam.) Spisałem się... ani słowa... mogę sobie przyznać... chodzi.) Teraz gotów rozpaplać to, co mu powiedziałem... niezawodnie rozpaple... śliczne rzeczy!... (po chwili.) Muszę, zapowiedzieć Basi raz na zawsze, żeby sobie sama intrygowała, gdy będzie potrzeba... a mnie dała święty spokój... (odchodzi na prawo.)

SCENA VI.
Albin i Józef, (Albin wyszedłszy przed chwilą, spotkał się przed gankiem z Józefem zaglądając na scenę.)

Albin. Niema go... odszedł... (wchodzą obaj.) A! to zgroza, wystaw sobie! najszczęśliwszym w świecie trafem, dowiedziałem się okropnych rzeczy.
Józef. Cóż takiego?
Albin. Że teżto na nic w świecie rachować nie można. Przypo-