Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/73

Ta strona została przepisana.

kami, nareszcie w poruszenia odchodzi, Mańka, chcąc podnieść różę, przyklęka i tak pozostaje nie widząc nikogo, osłupiała.)

SCENA V.
Poprzedzający. Tykalska, Rejent, potem Jan.

Tykalska (z pończochą, do Seweryna żartobliwie, zastępując mu drogę.) No, no, no, czegożeś się tak zaczypurzył... zaczekajno!...
Seweryn (opryskliwie.) O! dajże mi ciotka pokój (wychodzi.)
Tykalska. Co to, Mańka aż padła na ziemię, co się to tu porobiło...
Rejent (n. s.) Zaczynają się skandaliczne sceny to dobrze...
Tykalska (podnosząc ją.) Manieczko, co ci? czyś ty zasłabła?
Mańka (śmiejąc się z wysileniem.) Ha, ha, ha... nie!
Tykalska. A czegóż klęczysz?... czyście się tu przemówili?...
Mańka (j. w.) Nie! opuściłam różę i chcąc ją podnieść... przyklękłam...
Tykalska. A Seweryn co tu robił?
Mańka. Nie wiem... przechodził tędy...
Tykalska (kiwając głową.) Hm, hm, hm... ejże, tu między wami coś było... (przygląda się jej.) płakałaś... ale co tam, otrzyj oczki... nie kłopocz się... (do ucha.) kto się lubi, ten się czubi... poprztykaliście się, to się i pogodzicie, ja ci powiadam... (całuje ją w głowę, Mańka ją w rękę.)
Rejent (do odchodzącej Mańki.) Brawo, brawo!... trzymać się ferm, bronić swoich praw...
Mańka (zatrzymując się.) Nie rozumiem pana...
Rejent. Najgorsza broń w ręku kobiety, powolność i zbytek poświęcenia... nic prędziej nie znudzi i nie odstręczy...
Mańka. Pan widocznie żartujesz ze mnie (odchodzi.)
Jan (spotykając się z nią przy wyjściu.) Proszę panienki...
Mańka (zirytowana.) Czego chcesz?
Jan. Pani kazała nakryć do śniadania tu w altanie...
Mańka (j. w.) Więc cóż, to nakrywaj.
Jan. Ale pani kazała powiedzieć, żeby... (idąc z nią, mówi cicho.)
Mańka (n. s. przyciskając ręką i czoło.) Ah! Boże! Boże!... (wychodzą.)

SCENA VI.
Rejent, Tykalska, potem Mańka, Jan.

Rejent (n. s.) Żeby też jedna powiedziała to co myśli... jeżeli ona nie zrozumiała, to ja nie jestem rejentem i to jeszcze Bajdalskim...
Tykalska (z westchnieniem.) Biedaczka!
Rejent. Kto?
Tykalska A któżby?... ta sierotka... (robiąc pończochę, siada na ławce.) jużto muszę powiedzieć, że póki żył nieboszczyk, było jakoś inaczej... kochał ją jak własne dziecko...
Rejent. A może też rzeczywiście... e... e... e...
Tykalska (zgorszona.) A mój panie, fe... fe!...
Rejent (siada koło niej.) Ale cóż tak dziwnego, ludzie są ludźmi dobra pani...