Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/90

Ta strona została przepisana.

wszystko ma swoje granice, nawet żarty.
Rejent. A tom się doczekał pociechy! ależ nieszczęśliwy... zamydlono ci oczy!..
Genio. Wiem o wszystkiem od Antoniego... jego brat chciał nadużyć jej położenia w tym domu, a teraz w widokach nikczemnych porzucił ją, bez względu na stan jej serca.
Rejent. Tak jest, bo zadurzona w nim bez pamięci (szydersko). I ty pomimo to, chcesz mu ją zdmuchnąć, tak na prędce? to już nie wiem, czy głupota, czy zarozumiałość!...
Genio (dotknięty). Wspomniałem że występuję tylko w roli lekarza... gdybym chciał przybrać inną w tej chwili, byłbym głupcem prawdziwym, a pozytywizm uczy, że to jest najgorszą kwalifikacją do dopięcia jakiegokolwiek celu...
Rejent. Idźże do djabła raz z twoim pozytywizmem! (chodzi, po chwili). No więc koniec końcem, jestem zrujnowany, zarznięty przez własnego syna!
Genio. Rozmówimy się, jak ojciec będzie w stanie słuchać z zimną krwią.
Rejent. Przeklnę cię!
Genio. Po głębszem zastanowieniu, ojciec tego nie zrobi.
Rejent. Zrobię!
Genio. W każdym razie namysł nie zawadzi. (wychodzi środkiem.)

SCENA VIII.

Rejent (sam). Otóż to są skutki, gdy się takiemu mędrkowi we łbie przewróci... ręczę, że w własnem przekonaniu ma się za kolos prawości i cnoty... a ojciec naturalnie zbłażnił się... dlaczego? dla tego, że chciał szczęścia dziecka... (po chwili). Wielki kryminał, którego na sto kojarzących się par, przynajmniej z jakie dziewięćdziesiąt dopuszcza się bez skrupułu!

SCENA IX.
Helena, Rejent, potem Tykalska, potem Antoni, potem Damazy.

Helena (z okryciem i kapeluszem w ręku wbiega z lewej strony.) Panie Antoni! Gdzie jest pan Antoni? (do Rejenta) Nie widziałeś pan pana Antoniego?
Rejent. Szpital warjatów, czy co? (spogląda zdziwiony).
Helena. Ja go potrzebuję koniecznie! (wybiega na chwilę drzwiami środkowemi.)
Rejent. Czego ona chce od niego?... Podobno Genio miał rację.
Tykalska (wchodząc spiesznie także z lewej strony i przypinając pończoszkę do gorsu) Helenko! (do Rejenta) Cóż pan stoisz, jak malowany... idź pan za nią, tu się coś zrobiło.
Rejent (niecierpliwie). Co się zrobiło? (Helena wróciwszy, wybiega na prawo).
Tykalska. Nie wiem, jakem poczciwa... pan Damazy zamknął się z siostrunią i kłócą się podobno... Helenka wybiegła jak oparzona i szuka Anteczka, nie wiem po co.. trzeba ich pilnować, mój panie.
Helena (z prawej strony prowadząc Antoniego i odbierając mu książkę którą czytał.) Rzuć-że pan tę książkę i biegnij kazać zaprzęgać (kładzie na siebie zarzutkę.) Wszak pan masz tu swoje konie?
Antoni. Mam. Co to, zasłabł kto? posłać po doktora?
Helena. Ale gdzież tam! Każ