Strona:PL Bolesław Leśmian-Łąka 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

„Chcę dla twojej dla zabawy tak się przeinaczyć,
„Abym mógł się na twych zębach dreszczami poznaczyć!”

Zazgrzytała od rozkoszy, naostrzyła zęby:
— „Idę w miłość, jak chadzałam na leśne wyręby!”

Zaszumiała po nad nimi ta wierzba złotocha, —
Poznał chłopiec, czem w uścisku jest stal, gdy pokocha!

Całowała go zębami na dwoje, na troje;
— „Hej, nie jedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!”

Poszarpała go pieszczotą na nierówne części:
— „Niech wam, moje wy drobiażdżki, w śmierci się poszczęści!”

Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:
— „Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!

Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,
Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiały.

Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek, —
Niewiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!

Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,
Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku.

Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy,
Uchem, wbiegłem na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy!

Oczy, wzajem rozłączone, tleją bez połysku,
Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku.