Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

wyprowadzał chłopca na spacery w czasie burzy, chodził z nim w nocy do lasu i na cmentarz, niekiedy wysyłał tam samego. Taki system wychowania, prowadzony bezwzględnie, mógł zrujnować słabsze dziecko. Na szczęście Kazio był zdrów, silny i zdolny, więc wyrobił się na niezwykłego młodzieńca.
Z początku stryj chciał oddać Kazia do kadetów; zrozumiawszy jednak, że nie potrafi rozstać się z nim na długo, zapisał go do gimnazjum w X., o kilkanaście mil oddalonem od Świerków.
Rodzina Świrskich nie pochwalała zamiarów stryja odnośnie do Kazia, a nawet jeden ze starszych członków taką miał rozmowę z dziwacznym opiekunem:
— Cóż kuzyn zamyśla robić z Kaziem, bo dochodzą nas szczególne wieści?
— Widzicie, co robię! — odparł stryj. — Oddaję go do szkół...
— Ale z tym wojskiem, jakże to?...
— Gdy skończy szkoły, pójdzie na ochotnika... śpiewając zda egzamin oficerski... potem wstąpi do akademji wojskowej...
— Tere... fere!... — przerwał kuzyn. — Do akademji go nie przyjmą...
— Tere... fere!... — odparł stryj surowo. — Moja w tem głowa, ażeby go przyjęli do akademji...
— A co potem?...
— Potem wróci do domu i jeżeli zechce, może zająć się gospodarstwem...
— Więc na cóż mu akademja wojskowa?... — zapytał kuzyn.
— Na to ażeby w kraju byli ludzie, znający sztukę wojskową... rozumiejący: co to jest wojna?...
— A to na co?...
— Na to, ażebyście nie robili głupich powstań!... — odburknął zirytowany stryj. — Naszemu nieuctwu, brakowi najsłabszych pojęć o sztuce wojennej zawdzięczamy to, że w roku