Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

pogadać z kolegami, ale i przekonać się, do czego są zdolni?
— Róbcie, jak chcecie — przerwał Vogel — bylebyście jak najprędzej zaatakowali kasy. To w żadnym razie nie zaszkodzi, choćbyście i przerżnęli grę...
— Jak komu nie zaszkodzi!... — odpowiedział Świrski. — Powtarzam jeszcze raz: rozmówię się i spróbuję, ale pod żadnym pozorem... pod żadnym pozorem... nie obowiązuję się nietylko zdobyć kas, ale nawet atakować ich... Niema na świecie wojska, które bez ostatecznej potrzeby narażałoby się na akcję, zgóry przegraną... A także wątpię, czy jest na świecie partja, która śmiałaby żądać podobnych ofiar... tak wielkich ofiar... przy tak małych szansach powodzenia!...
Vogel ciskał się, zarzucał Rycerzom tchórzostwo, wkońcu jednak zgodził się, że Świrski zrobi to, co będzie mógł. Zaatakuje kasy — wybornie!... nie zaatakuje — trudna rada!... Trzeba mu zostawić zupełną swobodę działania, ponieważ on nietylko zna miejscowe stosunki, ale i tych ludzi, którzy mają pójść w ogień.