Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

się podoba, ale majątków nie rozdzielają. Więc i u nas nieprędko to nastąpi.
Człowiek z imbrykiem. To też trzeba tępić burżujów, gdzie się zdarzy. Kapitan jest za miękki...
Głos z cieniu. Prawda temu była!...
Człowiek z imbrykiem. A ja swoją drogą nie dowierzałbym paniczom. Niech takiego złapią, wszystko wygada i nawet sprowadzi tu żandarmów...
Człowiek z fajką. A Staśkowi dowierzasz pan?... Przecie to hycel z pod ciemnej gwiazdy...
Człowiek z imbrykiem. Prawda, że hycel, ale nasz... A taki panicz może właśnie przyszedł poto, ażeby nas wybadać i przy okazji denuncjować...
Świrskiemu, kiedy słuchał tych zwierzeń, krew uderzała do głowy. Chwilami ogarniała go taka wściekłość, że chciał zerwać się, pobiec do ogniska i uderzyć nieznajomego oszczercę; ale opanował się i nie poruszył. Zresztą i rozmowa przerwała się, ponieważ wszedł Dziewiątka i paru obecnych wezwał na zmianę warty.
Świrskiemu dotychczas wszyscy i wszędzie okazywali zaufanie: w domu, w szkołach, w Leśniczówce. Do denuncjantów od najwcześniejszego dzieciństwa czuł prawie fizyczny wstręt... I dopiero dziś, po raz pierwszy w życiu, usłyszał, że jest podejrzewany przez ludzi, do których miał zamiar zbliżyć się, żyć z nimi, narażać się i pracować nad ich uszlachetnieniem. On chciał uczynić ich bohaterami, a oni lękali się w nim możliwego denuncjanta!...
Do jaskini zaczęło schodzić się coraz więcej partyzantów: przeciągali się, ziewali, zataczali i upadali na kupy zielonych gałązek, służących za posłanie. Rozmowy milkły, a natomiast głośniej rozlegały się sapania, chrapania, okrzyki przez sen... Niepodsycane ognisko dogasało, wreszcie zupełnie zgasło; ze sklepienia, w długich odstępach czasu, spadały krople wilgoci.