Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

z chwiejącemi się u belki sznurami... przypomniał więzienie, w którem blisko pół godziny znajdował się za zamkniętą furtką, na krawędzi samobójstwa... Przypomniał bezczelne zuchwalstwo, z jakiem przemawiał do człowieka, który mógł być jego ojcem... A nareszcie przypomniał sobie stek kłamstw, jakie popełniał każdym wyrazem, każdym ruchem. Ta konieczność wmawiania w siebie obcego charakteru, grania komedji o kilkanaście kroków od szubienicy, wydała mu się czemś tak nieznośnem, tak okropnem, że schwycił się za głowę, chciał gdzieś uciec, a nadewszystko chciał krzyczeć wniebogłosy.
Ale ostatnim wysiłkiem woli opanował się, wbił chustkę w usta i tylko cicho jęczał: „A-u... a-u... a-u!...“ Potem zaczął gimnastykować się rozpaczliwemi ruchami, wyłamywał sobie palce, uderzał się pięściami w nogi i nareszcie zasnął.
Gdy nazajutrz o piątej rano zbudził go szwajcar, Świrski wytarł twarz i ręce sadzą, potem umył się i z grupą nocnych robotników opuścił fabrykę, nie zaczepiony przez nikogo. Wkrótce znalazł się we wsi podmiejskiej, gdzie najął konie u gospodarza znajomego i pojechał z nim w stronę Słomianek. Gdy wjechali w las, Świrski odzyskał dobry humor.
„Mam przeszło tysiąc rubli — myślał — a byle dostać się do Rożków, odpocznę za wszystkie czasy...“
— Jak myślicie — zapytał gospodarza — do Rożków wolna droga?
Chłop odwrócił się na siedzeniu i pokręcił głową.
— Oj, chyba nie wolna!... — odpowiedział. — Snuje się pełno wojska na wszystkie strony za tym Zajączkowskim, który ponoć wcale nie zginął, ino znowu broi...
Świrskiego tknęło niby przeczucie.
— A do Grudy jeszcze się przemknie?...
— E, do Grudy to pana i jabym odwiózł ze Słomianek. Tam spokojne drogi.
Grudy, to znaczy Galicja i bezpieczeństwo... bezpieczeń-