Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

ward z natchnioną miną — obdarta, wyzyskiwana, oszukiwana kobieta wywalczyła sobie wobec mężczyzny to, że, przynajmniej w formach zewnętrznych, uznawał jej wyższość nad sobą i — na ulicy, w salonie, przy stole ustępował jej pierwszeństwa. Mojem więc zdaniem, kobieta, zrzekająca się tego przywileju, dopuszcza się zdrady wobec żeńskiej zbiorowości, której cząstkę stanowi...
— Cóż mam robić?... — spytała Madzia, zalana potokiem wymowy.
— Walczyć... Zmusić pana Korkowicza, ażeby uznał swój błąd i zwrócił pani należne miejsce.
— Ależ ja tu mam miejsce płatnej nauczycielki.
Czoło, twarz, nawet szyja panny Howard zalały się krwią.
— Tem większy powód!... — zawołała. — Pani chyba nie rozumiesz wzniosłości stanowiska nauczycielki, które o całe niebo góruje nawet nad stanowiskiem rodziców. Bo my tworzymy umysł dziecka, jego samodzielność, jego ja... podczas gdy rodzice dali mu tylko ciało. No, a chyba nie zawaha się pani w ocenieniu, które z tych zajęć jest trudniejsze...
— Ja nie wiem, proszę pani... — odparła wylękniona Madzia.
Ponieważ panna Howard przypomniała sobie, że i ona nie wie, które z tych zajęć jest trudniejszem, więc — wzruszyła ramionami i kiwnąwszy Madzi głową, wyszła z jej pokoju.
Upłynęło znowu parę tygodni. Spadł pierwszy śnieg i zamienił się w warstwę błota; potem nadciągnęły przymrozki, upadł drugi śnieg i pobielił dachy i ulicę. Ale w sercu pani Korkowiczowej niechęć do Madzi nie ostygła; owszem rozgrzała się, pod wpływem walki z obawą, że — trzeba będzie wyrzec się nadziei zawiązania stosunków z Solskimi i zbliżenia pana Bronisława do panny Ady.
„A, niegodziwa!... — myślała szanowna dama. — Za moje serce, za prerogatywy, jakie jej dałam, tak mi się wywdzięcza!... Przecież w jej interesie leży podszepnąć słówko Sol-