Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— A Żydzi? — szepnął książę, spuszczając oczy.
— Naród bystry, ale posępni fanatycy i urodzeni wrogowie Egiptu. Dopiero gdy poczują na karkach podkuty gwoździami sandał Asyrji, zwrócą się do nas. Bodajby nie za późno! Ale posługiwać się nimi można... Rozumie się, nie tu, tylko w Niniwie i Babelu.
Faraon był już zmęczony. Więc książę padł przed nim na twarz, a otrzymawszy uściśnienie ojcowskie, udał się do matki.
Pani, siedząc w swym gabinecie, tkała cienkie płótno na suknie dla bogów, a jej damy służebne szyły i haftowały odzież, albo robiły bukiety. Młody kapłan przed posągiem Izydy palił kadzidło.
— Przychodzę — rzekł książę — podziękować ci, matko, i pożegnać.
Królowa powstała i, objąwszy syna za szyję, mówiła ze łzami:
— Jakżeś ty się zmienił?... Jesteś już mężczyzną!... Tak rzadko cię spotykam, że mogłabym zapomnieć twoich rysów, gdybym ich ciągle nie widziała w mem sercu. Niedobry... Ja tyle razy z najwyższym dostojnikiem państwa jeździłam do folwarku, myśląc, że nareszcie przestaniesz mieć urazę, a ty wyprowadziłeś naprzeciw mnie nałożnicę...
— Przepraszam... przepraszam!... — mówił Ramzes, całując matkę.
Pani wyprowadziła go do ogródka, w którym rosły osobliwe kwiaty, a gdy zostali bez świadków — rzekła:
— Jestem kobietą, więc obchodzi mnie kobieta i matka. Czy chcesz wziąć z sobą tę dziewczynę, w podróż?... Pamiętaj, że hałas i ruch, jaki cię będzie otaczał, jej i dziecku może zaszkodzić.
Dla kobiet brzemiennych najlepszą jest cisza i spokój.
— Czy mówisz o Sarze? — spytał zdziwiony Ramzes. — Ona brzemienna?... Nic mi o tem nie wspomniała...