Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

— Dziś po północy. Zaraz po przyjściu do naszej pani najdostojniejszego księcia następcy... — odparł stróż...
— Jakto, więc książę był w nocy u waszej pani? — spytał Mefres.
— Rzekłeś, wielki proroku.
— To dziwne! — szepnął Mefres do nomarchy.
Drugim świadkiem była kucharka Sary, trzecim dziewczyna służebna. Obie twierdziły, że po północy książę następca wszedł na piętro do pokoju Sary. Bawił tam chwilę, potem prędko wybiegł do ogrodu, a wnet po nim ukazała się pani Sara, strasznie krzycząc.
— Ale książę następca przez całą noc nie wychodził ze swej komnaty w pałacu... — rzekł nomarcha.
Oficer policyjny pokręcił głową i oświadczył, że czeka w przedpokoju kilku ludzi ze służby pałacowej.
Wezwano ich, święty Mefres zadał im pytania, i okazało się, że następca tronu... nie spał w pałacu!... Opuścił swoją komnatę przed północą i wyszedł do ogrodu; wrócił zaś, gdy odezwały się pierwsze trąbki, grające pobudkę.
Gdy wyprowadzono świadków, a dwaj dostojnicy zostali sami, nomarcha z jękiem rzucił się na podłogę i zapowiedział Mefresowi. że jest ciężko chory i że woli stracić życie, aniżeli prowadzić śledztwo. Arcykapłan był bardzo blady i wzruszony, ale odparł, że sprawę zabójstwa trzeba wyświetlić, i rozkazał nomarsze w imieniu faraona, ażeby poszedł z nim do mieszkania Sary.
Do ogrodu następcy było niedaleko, i dwaj dostojnicy niebawem znaleźli się na miejscu zbrodni.
Wszedłszy do pokoju na piętrze, zobaczyli Sarę, klęczącą przy kołysce w takiej postawie, jakby karmiła niemowlę. Na ścianie i na podłodze czerwieniły się krwawe plamy.
Nomarcha osłabł tak, że musiał usiąść, ale Mefres był spokojny. Zbliżył się do Sary, dotknął jej ramienia i rzekł:
— Pani, przychodzimy tu w imieniu jego świątobliwości...