Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

Ignacy oparł wielką głowę na rękach i po długiem milczeniu zapytał:
— No, a jeśliby kto brał tak guziki, igły, nici, albo kawałek aksamitu — to także źle?...
— Rozumie się! przecież to złodziejstwo.
Czeladnik wyprostował się jak sprężyna; przeszedł się parę razy po strychu i począł mówić:
— Głupstwo!... Jak będziesz brał choćby igły i nici z warsztatu, to ci fuszerka taniej wypadnie, i możesz pójść czasem na Pragę, a czasem do teatru. A jak nie będziesz brał, to i nic nie zarobisz, i jeszcze cię inna czeladź nazwie durniem. Co ci z tego przyjdzie, że majstrowi jakiś tam kawałek podszewczyny, albo kortu zostanie?...
— Będę wiedział o tem, że robię dobrze... Inni niech gadają, co chcą! — odpowiedział Jaś krótko.
Nowa błyskawica olśniła Ignacego. Do tej pory sądził on, że tylko to jest dobre, co ludzie chwalą; teraz poznał, że nad opinję ludzką istnieje wyższy probierz: przekonanie o dobrem. Nie można powiedzieć, aby o probierzu tym nie słyszał nigdy; dziś jednak, pod wpływem przywiązania do sieroty, poczuł i zrozumiał jego wartość.
Odtąd, był to już inny człowiek, a w ciągu następnych paru tygodni pan Durski przekonał się, że mu w warsztacie wychodzi mniej materjału.
Innej niedzieli, pan Kalasanty znowu wyszedł za „interesem,“ a pani Kalasantowa znowu wysłała Jasia, aby poszukał jej męża. Chłopiec udał się do bawarji i przy zwykłym stole zobaczył Panewkę i Durskiego, który zawzięcie dysputował z jakimś nieznanym jegomością.
— Stawiam w zakład dziesięć kufli piwa, że prawda!... — wołał zaperzony majster.
— Trzymam! — odparł z uśmiechem jegomość.
W tej chwili pałające spojrzenie Durskiego padło na Jasia, więc krzyknął: