Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

postać, która zamknęła szybko jego kuferek i ukradkiem, przy ziemi, poczołgała się ku pościeli Jędrka. Widzenie to jednak Jaś policzył na karb snu i znowu padł na twardą poduszkę.
Z rana, gdy chłopcy zasiedli do roboty, poczciwy Jędruś zeszedł do sklepu, a Jaś udał się za sprawunkami do miasta, pan Kalasanty, w towarzystwie jednego z czeladników, zrewidował kuferki na strychu, celem wykrycia wczorajszej kradzieży. Poszukiwania te trwały z godzinę, dobry jednak skutek musiał je uwieńczyć — pan majster bowiem, wydając okrzyki podziwu i klnąc na czem świat stoi, szybko zbiegł do sklepu, aby złożyć raport żonie.
Tu zastał Jasia, który w tej chwili wrócił z miasta. Zobaczywszy go, prawie szalony z gniewu, Durski schwycił chłopca za rękę i wrzasnął:
— A tuś mi, złodzieju!... Zato, żem cię na naukę przyjął, żem cię jak własnego syna pielęgnował, tyś mnie na podziękowanie okradł?... Poczekaj!...
Jaś osłupiał, a zdumiona majstrowa zawołała gniewnie na męża:
— Czyś oszalał, stary?... Co ty wygadujesz?
Majster ochłonął nieco i rzekł:
— Gadam to, że on nas okradł. Ot — patrzaj, co w jego kuferku znalazłem!...
I pokazał żonie sklejony trzyrublowy papierek, tudzież pięcio- i dwuzłotówkę srebrną.
Pani Durska aż usiadła na krześle.
— Chryste elejson! — mruknęła — jaki to teraz świat przewrotny!...
Majster znowu zwrócił się do Jasia i podniesionym głosem zawołał:
— Gadaj!... kiedyś ukradł!... gdzie jeszcze dziesięć rubli?...
Jaś schwycił majstra za rękę i patrząc na niego z wyrazem