Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak upłynęło im kilka godzin. Wreszcie i furka zatoczyła się przed dom.
— Ciotka odjeżdża?... — krzyknęła Anielka.
— Dziecino moja, muszę. Dziś chcę koniecznie stanąć u kanonika i prosić go, aby mi pozwolił wziąć was do siebie. Nie wiem, czy mi się to odrazu uda, ale najwyżej za parę dni przyjadę was zabrać.
Anielka położyła się na tapczanie i cicho odparła z płaczem:
— Mama także miała wrócić za parę dni... Tatko też...
Ciotka aż skoczyła.
— Dziecko moje! — zawołała. — Przysięgam ci na zbawienie duszy, że was nie opuszczę! A gdyby ksiądz kanonik nie chciał was przyjąć do domu, co niepodobna, to rzucę u niego miejsce i wrócę tu, choćbym miała razem z wami z głodu umrzeć. Dwa... trzy dni najdłużej nie będziesz mnie widziała. Potem już się nie rozłączymy, przysięgam ci!
— Trzy dni!... — powtórzyła Anielka.
Była już spokojniejsza, a raczej wpadła w poprzednią apatją. Nawet pożegnała się z ciotką obojętniej, choć dobra ta kobieta rzewnie płakała.
Wychodząc z izby, zamknęła ciotka za sobą drzwi i zbliżywszy się do karbowej, chciała jej coś powiedzieć. Ale powściągnęła się. Gdy wózek ruszył i już był we wrotach, ciotka zatrzymała furmana i skinęła na karbowę. Ta przybiegła pędem.
— Pani chce czego? — spytała.
Ciotka popatrzyła jej w oczy. Chwilę wahała się, ale wnet usiadła mocniej na siedzeniu i wyprostowała się, jakby robiąc w duszy postanowienie. Potem odparła:
— Nic... uważajcie tylko na dzieci.
— A jakże będzie z panienką?... My na doktora nie mamy, a jejby trzeba...
— Wrócę tu za parę dni, to i doktór znajdzie się — prze-