Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/364

Ta strona została skorygowana.
358
KOSMOPOLIS.

Jednakże po każdej rozmowie z matką, podejrzenia te znikały. Pochodziło to ztąd, że pani Steno po za swą niemoralnością miłosną, miała naturę szczerą i prawą. Ktokolwiek znał ją bliżej, wiedział, że nie była ona wcale aktorką. Właściwe jej zuchwalstwo i pewien rodzaj pogody, z jaką oddawała się swym namiętnościom, zacierał zupełnie jej rozpustę i budził w nią wiarę. A przytem nie kłamała ona nigdy, chyba w ostateczności. Odraza, jaką czuła do wszystkiego co małe i poziome, nakazywała jej w większości wypadków nie odzywać się wcale, milczeć, co prawie zawsze najlepszym bywa środkiem do ukrycia prawdy. Gdy już w ostateczności musiała się uciec do kłamstwa, to starała się, by kłamstwo to było prawdopodobnem i prostem. Tak sobie postąpiła i teraz. Florentyn w rzeczy samej miał zwyczaj powtarzać nieustannie rozmaite dowcipy, dotyczące różnych narodów, dowcipy niesmaczne i niesprawiedliwe. Sama Alba nieraz i nie dwadzieścia razy słyszała, jak ten zacny ztądinąd człowiek wygłaszał tego rodzaju żarty tanie i łatwe, o które w ostateczności ktoś, usposobiony drażliwie mógł się obrazić. Nic więc nie było w tem nadzwyczajnego, że tego rodzaju okoliczność mogła wywołać pojedynek między Gorskim i Chapronem. Ale z drugiej strony ten Chapron był szwagrem Maitlanda, nowego przyjaciela, którym się zajęła pani Steno, podczas nieobecności polaka. Szwagier to był zresztą