Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/398

Ta strona została skorygowana.
392
KOSMOPOLIS.

— Wolno ci się cofnąć — odrzekł monsignor Guérillot — ale nie wolno ci być surową w twych sądach...
Fanny była zbyt szczerą, wiara jej zbyt prostą i głęboką, by rady tej nie wzięła w znaczeniu literalnem i zastosowała się do niej natychmiast, tak w słowach, jak i w czynach. Mając udać się po południu z Albą na spacer, starała się usilnie zatrzeć ślady sceny wczorajszej, jakie ona mogła zostawić na umyśle przyjaciółki. Ale posunęła się jeszcze o wiele dalej. Chciała narzeczonego prosić o przebaczenie... Przebaczenie! ale za co? Czy za to, że jej dokuczył, że ją zranił do żywego? Sposób, w jaki przyjęte zostały oba jej usiłowania, przekonał ją, że ta łagodność w sądzeniu innych, zalecona jej przez pobożnego kardynała, jest cnotą bardzo trudną. Wymaga ona posłuszeństwa od serca, niezawsze dającego się pogodzić z przenikliwością głowy. Alba patrzała na przyjaciółkę wzrokiem zdziwionym, prawie smutnym i uściskała ją, mówiąc:
— Peppino nie jest godny zetrzeć proch z twego trzewika (od czasu chrztu mówiły sobie: ty), takiem jest moje przekonanie; i jeżeli przez całe życie nie będzie się starał zasłużyć na ciebie, to będzie wielkim grzesznikiem i wielkim głupcem...
Co zaś do księcia samego, to proces, odbywający się w duszy jego narzeczonej, zmuszający ją do tłomaczenia się, kiedy on był winien, wydał mu się całkiem niezrozumiały, tak samo, jak