Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/452

Ta strona została skorygowana.
446
KOSMOPOLIS.

nadzieję złożyła w sercu tego człowieka, a to serce zamiast przyjąć ją i przytulić do siebie, uciekało przed nią.
— Uspokój się pani, błagam — mówił. — Nie wątpisz pani zapewne, że jestem bardzo wzruszony i bardzo zdziwiony tem, coś mi powiedziała... Nigdy mi to na myśl nawet nie przyszło... Jakżeś pani wzruszona!... A jednak (mówił to stanowczo) gardziłbym sobą, gdybym kłamał przed panią... Postąpiłaś pani tak zacnie... okażę pani swą wdzięczność, mówiąc wszystko otwarcie... Zaślubić panią? Ależ byłoby to dla mnie spełnieniem najrozkoszniejszego marzenia o szczęściu, gdyby mi uczciwość nie broniła tego marzenia. Chcąc przyjąć ofiarę panny takiej, jak ty, trzeba ze swej strony szczerze i uczciwie mieć możność oddania siebie także, swego życia. A ja takiego przyrzeczenia dać nie mogę, bo go nie dotrzymam. Biedne dziecko! (i głos jego nabrał jakiejś szorstkości). Pani mnie nie znasz, nie wiesz co to jest taki pisarz jak ja — związanie życia twego z mojem byłoby dla pani stokroć większą męczarnią, niż osamotnienie dzisiejsze. Wierz mi pani, przychodziłem tu do ciebie zawsze z radością, dlatego, że byłem wolny; że w każdej chwili mogłem sobie powiedzieć, że więcej tu nie powrócę. Przyznanie to niema w sobie nic romantycznego, ale jest prawdziwem... Niechbym tylko był czem związany, miał jakiekolwiek obowiązki, ograniczone koło poruszeń, szereg przy-