Strona:PL Bronte - Villette.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— A teraz — rzekł, kiedy mieliśmy już park poza sobą — pójdzie pani tą szeroką ulicą, aż do schodów. Dwie latarnie wskażą pani z daleka ich miejsce. Schodami tymi zejdzie pani na dół, na węższą ulicę, na której końcu mieści się ów zajazd. Mówią tam po angielsku, dzięki czemu skończą się niebawem wszystkie trudności pani. Dobranoc.
— Dobranoc szanownemu panu. I proszę przyjąć moje najserdeczniejsze dzięki. Dobranoc.
Rozstaliśmy się.
Wspomnienie o jego zachowaniu się, nacechowanym taką życzliwością dla istoty bezbronnej, pozbawionej wszelkiej opieki, pobrzmiewający wciąż jeszcze w uszach moich dźwięk jego głosu, zdradzającego naturę rycerską w stosunku do słabych i potrzebujących jego pomocy, zarówno jak młodzieńcza jego uroda, były dla mnie przez długi czas potem jeszcze rodzajem krzepiącego balsamu. Uosabiał w moich oczach prawdziwy typ szlachetnie urodzonego młodego Anglika.
Poszłam śpiesznie naprzód wspaniałą ulicą i placem, okolonym okazałymi domami, ponad którymi górowały dumnie zarysy niezmiernie imponującego gmachu, pałacu, czy kościoła, nie umiałabym powiedzieć. W tej samej chwili, kiedy mijałam jego bramę, wyłonili się z niej nagle dwaj wąsaci waszmoście palący cygara i ubrani z wyraźną intencją uchodzenia za gentlemenów. Nie na wiele zdało się to jednak biedakom. Zdradzali zbyt jawnie dusze plebejuszowskie, Przemówili do mnie tonem zuchwałym i mimo że starałam się iść jak mogłam najszybciej, dotrzymywali mi kroku duży kawał drogi. W końcu wreszcie natrafiłam na rodzaj patrolu policyjnego, co uniemożliwiło moim prześladowcom dalszą pogoń za mną. Tak oszołomiła mnie wszelako doznana przygoda, że kiedy wreszcie odzyskałam pełną przytomność umysłu, nie wiedziałam gdzie się znajduję. Musiałam minąć od dawna już owe zapowiedziane schody. Stropiona, ledwie dysząca z przerażenia, z dzikim tętnieniem krwi w żyłach, nie miałam pojęcia w którą zwrócić się stronę. Drętwia-

96