Strona:PL Bronte - Villette.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

szona. Spłoszenie moje jednak nie miało charakteru beznadziejnego zgnębienia. Zdawałam sobie przecież doskonale sprawę, że, słusznego zresztą, zarzutu tego nie ściągnęłam na siebie zdradzeniem wzruszenia, nieostrożnego zachwytu, ani także niewłaściwej, nie dającej usprawiedliwić się ciekawości. Mogłam oczyścić się od razu z wszelkiej winy, nie chciałam jednak. Nie odpowiedziałam doktorowi ani słowem. Nie zwykłam prowadzić z nim rozmów. Pozwalając mu w ten sposób myśleć o mnie co tylko chciał i zarzucać mi co mu się tylko podobało, zabrałam się ponownie do mojej roboty ręcznej, chwilowo wypuszczonej z rąk i przez cały już pozostały czas pozostawania doktora w pokoju nie podnosiłam pochylonej nad nią głowy. Dziwna, niewytłumaczona jakaś przekorność umysłu sprawia, że opaczne rozumienie nas przez kogoś wpływa na nas raczej kojąco niż drażniąco i że tam, gdzie nie możemy dać się poznać jak należy, wolimy raczej być całkowicie ignorowani. Czy znajdzie się uczciwy człowiek, który, będąc wzięty przypadkowo za włamywacza, nie czułby się podniecony tym raczej, aniżeli zirytowany tą pomyłką?



154