Strona:PL Bronte - Villette.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

Najczęściej brał w posiadanie kanapkę i wzywał do siebie Polly.
Graham był chłopcem nie zupełnie podobnym do innych jego rówieśników; nie szukał wyłącznej rozkoszy w czynie; był skłonny do wpadania od czasu do czasu w momenty zadumy; znajdował także przyjemność w czytaniu, a jego lektura nie była dobierana dorywczo, byle jak, na oślep. Miał wyraźne, charakterystyczne upodobania, a nawet przebłyski intuicyjnego gustu w wyborze. Rzadko, co prawda, robił uwagi o tym, co czytał, niejednokrotnie jednak widywałam go siedzącego i rozmyślającego o przeczytanym dziele.
Polly klęczała przy nim na małej poduszeczce, umieszczonej na dywanie. Rozmowa, jaka zawiązywała się pomiędzy obojgiem, rozpoczynała się zazwyczaj szeptem, przyciszonym, ale dosłyszalnym. Tu i owdzie podchwytywałam jej urywki, w istocie też przyznać musiałam, że jakiś lepszy i podnioślejszy nastrój, aniżeli zwykły, z dni powszednich, zdawał się usposabiać Grahama osobliwie łagodnie.
— Nauczyłaś się nowych hymnów w tym tygodniu, Polly?
— Nauczyłam się bardzo ładnego. Ma cztery wersety. Chcesz, abym je wypowiedziała?
— Dobrze, ale mów ładnie. Nie śpiesz się.
Po wypowiedzeniu, a raczej po na wpół śpiewnym wyrecytowaniu przez nią hymnu półgłosem, przystępował do wykazania błędów jej recytacji, udzielając wsłuchanej w jego słowa dziewczynce formalnego wykładu na ten temat. Uczyła się łatwo, i z równą łatwością naśladowała podany wzór, nade wszystko zaś przyjemność, jaką sprawiało jej poczucie, że zadowolniła Grahama, czyniła z niej doskonały materiał na uczennicę. Po hymnie następowało czytanie głośne — czasem rozdziału z Biblii: tutaj rzadko potrzebne było poprawianie; dziecko czytało płynnie i wnikliwe wszelkie ustępy opisowe, a kiedy natrafiła na temat, który była w stanie zrozumieć, a zwłaszcza, jeśli mógł ją zainteresować, stawała się wy-

39