Strona:PL Bronte - Villette.djvu/499

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie będzie już dla mnie więcej listów takich, jak te. Kojący ten strumień, na którego brzegach przebywałam i którego kilka ożywczych bryzgów zrosiło moje wargi, zmienił swój kierunek: opuszczał małą moją chatkę i moje wyschłe całkowicie pole, unosząc daleko dobroczynne swoje wody. Zmiana była naturalna, słuszna, sprawiedliwa; nie można było ani jednym słowem zaoponować przeciwko niej: kochałam wszelako ten mój Ren, ten mój Nil, wielbiłam nieledwie mój Ganges, smuciłam się też, że wielka fala toczyć się będzie obca mi, że zniknie, niby miraż ułudny. Mimo że siliłam się na stoicyzm, nie byłam prawdziwym stoikiem, krople łez spływały coraz szybciej na moje ręce, na moje biurko. Wypłakałam cały ich potok, parny, ciężki, acz krótkotrwały.
Rychło powiedziałam sobie: „Nadzieja, jaką opłakuję, sprawiła mi wiele cierpień, zamarła wówczas dopiero, kiedy nastąpił ostateczny jej koniec; po tak długotrwałym okresie rozpaczliwego zgnębienia powinnaby śmierć być pożądana.
Usiłowałam uczynić ją pożądaną. Długotrwałe cierpienie nauczyło mnie cierpliwości, czyniąc z niej drugą moją naturę nieledwie. Zamknęłam w końcu oczy mojemu trupowi, zakryłam jego twarz i z wielkim spokojem ułożyłam jego kończyny.
Musiałam jednak ukryć listy, odłożyć je w bezpieczne miejsce: ludzie, którzy ponieśli ciężkie straty, zazdrośnie gromadzą i zamykają na cztery spusty pamiątki: ból nie do zniesienia zadają w samo serce momenty nagłego odradzania się żalu.
Pewnego wolnego po południa (we czwartek), otworzywszy mój pulpit, aby postanowić co mam zrobić z moim skarbem, dostrzegłam — tym razem z żywym uczuciem niezadowolenia — że ponownie grzebał ktoś w nim: pakiecik leżał wprawdzie na miejscu, ale wstążka, którą był przewiązany, została widocznie zdjęta i ponownie umocowana, I inne również oznaki wskazywały, że ktoś wyciągał moją szufladę i szperał w niej zawzięcie.
Tego było już trochę za wiele. Madame Beck była

111