Strona:PL Bronte - Villette.djvu/552

Ta strona została uwierzytelniona.

bieguna północnego i południowego. Zwyczajem Monsieur było uprzejme ofiarowanie krzesła której z nauczycielek, zazwyczaj głównej z nich Zélie St. Pierre, a potem zajęcie opróżnionego przez nią miejsca na ławce i w ten sposób znalezienie się w pełnym świetle Raka czy Koziorożca, niezbędnym ze względu na jego krótki wzrok.
Jak zwykle w chwili jego wejścia usłużnie zerwała się Zélie, szczerząc usta i odsłaniając górny i dolny szereg zębów — dziwnym uśmiechem od ucha do ucha, któremu nie towarzyszył jednak ani jaśniejszy błysk oczu, ani zarysowanie się policzków lekkim wgłębieniem, tak zwanym „dołeczkiem“. Przypuszczam, że Monsieur nie dostrzegł jej ruchu, albo może podobało mu się udawać, że go nie widzi — był kapryśny, jak bywają, albo za jakie uważane są, kobiety — a nadto jego „lunettes“ służyły mu jako łatwa wymówka za tego rodzaju niedopatrzenia. Jakikolwiek był po temu powód, faktem jest, że minął Zélie i przeszedł na drugą stronę stołu, zanim też zdążyłam zerwać się, aby uwolnić miejsce dla niego, szepnął:
Ne bougez pas[1] — i wsunął się pomiędzy mnie i pannę Fanshave, która zawsze sadowiła się tuż obok, trącając mnie stale łokciem, wskutek czego musiałam upominać ją, mówiąc:
— Chciałabym, aby pani była w Jerycho, panno Ginevro.

Łatwo było powiedzieć „Ne bougez pas“, nie miałam jednak na to rady. Musiałam zrobić dla niego miejsce, prosząc uczennice, aby cofnęły się nieco, i umożliwiły tym samym cofnięcie się i mnie także. Ginevrze bardzo wygodnie było przylepić się do mnie, „ogrzewając się — jak zwykła mówić — przy cieple mojego ciała“, w wieczory zimowe i nieustannym swoim wierceniem się przeszkadzając mi do tego stopnia, że nieraz zmuszona byłam wpinać umyślnie w pasek mojej sukni szpilkę, aby uchronić się przed ciosami, jakie zadawał mi jej łokieć. Przy-

  1. Niech się pani nie rusza!
164