Strona:PL Bronte - Villette.djvu/627

Ta strona została uwierzytelniona.

kien, lekkie słomki kapeluszy, uplecione tak zręcznie, jak tylko upleść je potrafią francuskie robotnice, łącząc krańcową prostotę i skromność z nadzwyczajną twarzowością — oto hasło stroju naszego na ten dzień. Żadnej z nas nie przyszło na myśl paradować w zeszłosezonowych wypłowiałych jedwabiach, żadna nie wyciągnęła znoszonego, przyblakłego, ongiś eleganckiego kapelusza.
O szóstej rozbrzmiał wesoły dzwonek, zbiegłyśmy więc hurmem ze schodów, przez carré, wzdłuż korytarza do przedsionka. Stał już tam nasz profesor, odziany nie jak zwykle w zbójecką fałdzistą pelerynę i w odwieczny bonnet grec, ale strojny w młodzieńczą bluzę sportową z paskiem i nieco zawiadiacki słomkowy kapelusz. Przywitał nas wszystkie najuprzejmiejszym „dzień dobry“, na co większość odpowiedziała uśmiechem dziękczynienia. Uszeregowane przez niego parami, ruszyłyśmy wnet w drogę.
Ulice były jeszcze zupełnie spokojne, bulwary świeżością swoją i panującym na nich spokojem sprawiały wrażenie łąk i pól. Czułyśmy się prawdziwie szczęśliwe, maszerując dziarsko i zamaszyście. Nasz przewodnik posiadał dar pobudzania do wesołości, o ile pozwalał na to własny jego humor, gdy w przypadku odwrotnym, mógł przyprawić o zgnębienie i wzbudzić paniczny lęk.
Nie prowadził nas, ani też nie szedł za nami, ale wzdłuż naszych szeregów, zwracając się z kolei do każdej z nas z osobna, wyróżniając przy tym swoje faworytki, nie zaniedbując jednak całkowicie tych nawet, których wyraźnie nie lubił. Miałam specjalny powód trzymania się możliwie z dala, aby wystawiać się jak można najmniej na pozycje czołowe; że zaś zostałam uszeregowana w jednej parze z Ginevrą Fanshave, starałam się wykorzystać ten traf, używając jej jako ekranu, który miał odgradzać mnie od monsieur Paula, i zmieniając miejsce w zależności od tego, czy widziałam go zbliżającego się ku nam z prawej czy z lewej strony. Wzamian za tę, nieświadomie dla niej samej wyświadczaną mi przez pannę Fan-

239