Strona:PL Bronte - Villette.djvu/648

Ta strona została uwierzytelniona.

sposobienia, i nieśmiałej ustępliwości, aniżeli z istotnej urody, mimo to wpatrywałam się długo w ten wizerunek, nie mogąc oderwać od niego oczu.
Stary ksiądz, który wydał mi się pierwotnie głuchym, niedołężnym kaleką, zachował jednak widocznie sprawność we wcale niezłym jeszcze stopniu: wbrew pozornemu pogrążeniu w odczytywaniu modlitw ze swojego brewiarza i nie podnoszeniu ani na chwilę oczu od jego kart, ani też nie odwracaniu głowy, dostrzegł widocznie punkt, na który zwrócona była moja uwaga, bowiem wolnym, przeciągłym głosem rzucił kilka urywanych, dotyczących portretu uwag:
— Była bardzo kochana...
— Oddała się Bogu...
— Umarła młodo...
— Wciąż jeszcze jest wielbiona, wciąż jeszcze opłakiwana...
— Przez tę wiekową damę, panią Walravens? — zapytałam, wyobrażając sobie, że w bezmiernym tym smutku odnalazłam klucz do zrozumienia cierpkości zgrzybiałej niewiasty.
Ale padre potrząsnął głową z półuśmiechem.
— Nie — rzekł — miłość wielkiej damy dla córki jej córki może być wielka, a ból po jej utracie żywy, jedynie wszelako związany z nią ślubami narzeczony, którego Los, Wiara i Śmierć potrójnie pozbawiły błogosławieństwa związku małżeńskiego, tak szczerze i niezmiernie opłakuje tę, którą utracił, jak wciąż jeszcze opłakiwana jest Justyna-Maria.
Wydało mi się, że padre czeka tylko na zadawanie mu przeze mnie dalszych pytań i dlatego pozwoliłam sobie zagadnąć go kim jest ten który utracił „Justynę-Marię“ i który wciąż jeszcze boleje nad jej utratą. W odpowiedzi usłyszałam nader romantyczną opowieść podaną mi w sposób wcale obrazowy przy wtórze przycichającej już teraz burzy. Przyznać muszę, że opowiadanie mogłoby mieć akcenty silniej dramatyczne, gdyby było w nim mniej francuzczyzny, mniej sentymentalizmu à la

260