Strona:PL Bronte - Villette.djvu/659

Ta strona została uwierzytelniona.

którego głowę okrywał bandycki bonnet grec, a ciało — marny, wyplamiony atramentem i poszarzały od kurzu surducina.
Po owej bytności na Rue des Mages pragnęłam widywać go jak najczęściej. Czułam, że, wiedząc o tym, o czym wiedziałam teraz, potrafię z łatwością wyczytywać z jego zachowania rzeczy bardziej interesujące mnie w nim, niż kiedykolwiek: odczuwałam tęsknotę za doszukaniem się w tych przejawach naiwnej pobożności i na wpół heroicznej, na wpół świątobliwej rycerskości, którą opowieść Jezuity przypisała jego naturze. Stał się moim bohaterem chrześcijaństwa i w tym właśnie charakterze pragnęłam widzieć go.
Sposobność po temu niedługo dała mi czekać na siebie: moim nowym wrażeniom sądzone było przejść zaraz nazajutrz przez decydującą próbę. Tak. Los udzielił mi możności dokonania wywiadu z moim „bohaterem chrystianizmu“, wywiadu niezbyt heroicznego, ani sentymentalnego, ani biblijnego nawet, dość żywego wszelako w swoim rodzaju.
Około trzeciej po południu, kiedy cisza w pierwszej klasie zapewniona była nienaruszalnie, jak się zdawało, pod pogodnym okiem Madame Beck, która we własnej osobie udzielała jednego ze zwykłych swoich pożytecznych wykładów — cisza ta została nagle zakłócona gwałtownym wtargnięciem znanej mi rozwiewającej się, bandyckiej peleryny.
Nikt w danym momencie nie czuł się spokojniejszy ode mnie. Uwolniona od odpowiedzialności, dzięki obecnej na miejscu Madame Beck, pogodnie nastrojona jednostajnym brzmieniem jej głosu; zadowolona i zbudowana jasnością i przejrzystością jej wykładu (umiała w istocie dobrze wykładać), siedziałam pochylona nad moim biurkiem, rysując, to znaczy kopiując kunsztownie wypracowany, złożony z drobniuchnych kreseczek wzór; naśladując go mozolnie, w najdrobniejszych szczegółach — na tym w owym czasie streszczało się moje pojęcie o oddawaniu się o sztuce. Wydać się to może dziwne, znajdo-

271