Strona:PL Buffalo Bill -34- Demon Wody Ognistej.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle tajemniczy człowiek zerwał się gwałtownie i jednym skokiem rzucił się Jimowi do gardła. Jim Betts był sinym mężczyzną, ale poczuł, że ma do czynienia z godnym siebie przeciwnikiem. Zdołał jednak zaczerpnąć nieco tchu i wyrwać się z żelaznych objęć przeciwnika. Porwał za nóż.... i w tej samej chwili uzbrojona ręka opadła w dół
— Jim Betts!... — usłyszał lekki okrzyk.
Buffallo Bill!
W chwilę później obaj wywiadowcy leżeli obok siebie na ziemi i prowadzili przyciszonymi głosami rozmowę.
— Myślałem, że jesteś Indianinem... — usprawiedliwiał się Buffallo Bill.
— Myślałem o tobie to samo... — odparł Betts.
— Co tu się stało? — zapytał Cody.
— Utowie rozprawili się z Jackiem Gorylem.
— Do pioruna! Skąd się tu wziąłeś? Dlaczego nie udałeś się do Bloosom Range?
Betts wytłumaczył Codyemu powody swego postępowania. W chwilę później kilkunastu Indian przebiegło obok naszych przyjaciół, wrzeszcząc przeraźliwie.
— Nie zauważyli nas... — szepnął Buffallo Bill. — Gdzie podział się Benson?
— Uciekł w góry.
— Schwytamy go.
— A moje pięć tysięcy przepadło.
— W każdym razie musimy stąd jaknajprędzej uciec — oświadczył Buffallo Bill. — Nie mamy tu nic więcej do roboty.
— Gdzie reszta?
— Tam, gdzie nas opuściłeś.

Bill Betts działa

— Kto idzie?
Baron Wilhelm van Schmitzenhauser który stał na straży małego obozu naszych przyjaciół wytężył przed siebie wzrok, usiłując przeniknąć ciemności. Usłyszał jakiś podejrzany szmer i z rewolwerem gotowym do strzału, powtórzył:
— Stój!... Kto idzie?
— Przyjaciel! — odparł głos, którego baron nie znał.
— Jak się nazywasz?
— Dugan, zastępca szeryfa...
— Po chwili obok barona znalazł się Dugan w towarzystwie Hanka Elmore. Baron wymienił z przybyłymi uściski dłoni.
— Gdzie Cody? — zapytał Elmore.
— Udał się na wywiad w kierunku wioski Indian. My pilnujemy obozu.
— Jutro rano przybędą posiłki — oświadczył Dugan, — Wszyscy mieszkańcy Blossom Range wyruszą na Indian. Zemścimy się za porażkę.
Bill Betts, któremu nudziło się czekać bezczynnie w obozie, zbliżył się do Nicka Whartona i rzekł:
— Pójdę na wywiad w kierunku wioski. Mam złe przeczucia. Niech mnie kule biją, jeżeli mój brat zamiast do Bloosom Range nie ruszył na poszukiwanie Jacka Goryla... Pójdziesz ze mną, stary?
— Pilnuję przecież obozu.
— Dugan cię zastąpi.
— Czy uprzedziłeś Hickocka. Betts?
— Nie.
Zapadła cisza.
W chwilę później zbliżył się do Nicka baron, któremu stary wywiadowca opowiedział o projekcie Bettsa. Postanowiono wreszcie, że baron uda się z Billem Bettsem na wywiad, a Hickock, Wharton i Dugan pozostaną w obozie.
Bill Betts ujął swój słynny parasol i ruszył przodem. Wilhelm kroczył jego śladem. Obaj milczeli i posuwali się ostrożnie, gdyż obawiali się zasadzki ze strony Utów. Z obozu Indian dochodziły ich nieludzkie wrzaski, tak, że mimo ciemności szli zupełnie pewnie, kierując się słuchem.
— Tam się dzieją straszne rzeczy... — mruknął baron. — To mi przypomina awantury, jakie mi robi moja żona...
Po kilkunastu minutach obaj wywiadowcy znajdowali się tuż obok wioski. Widzieli niewyraźne światełka ognisk i rozróżniali sylwetki wojowników.
— Uwaga! — rzekł Betts. — Widzisz ten wigwam? To obok niego odbywa się coś niezwykłego. Spójrz ilu Indian.
Holender spojrzał we wskazanym kierunku i rzekł wreszcie.
— Oni są zupełnie pijani!
— Mój automatyczny karabin może nam się dziś przydać....
Nasi przyjaciele zatrzymali się i poczęli obserwować namiot przy którym działo się widocznie coś nadzwyczajnego. W pewnej chwili z wigwamu wypadła jakaś postać. Był to Jack Goryl. Za nim wypadła zgraja Indian, którzy niebawem pokryli go jak mrówki.
— Dość na dziś... — mruknął Bill Betts. — Jack Goryl nigdy już nie będzie kradł, ani rabował. Obaj wywiadowcy wycofali się szybko, a gdy znaleźli się w pewnej odległości od wioski Indian, powstali z ziemi i rzucili do ucieczki. Po kilku minutach zatrzymali się, aby zaczerpnąć nieco tchu, gdy wtem usłyszeli znajomy głos:
— Hallo, chłopcy! Co tu robicie?
— Cody! — zawołał baron.
— Jim! — zawołał Bill Betts. — Odrazu wiedziałem, że cię tu znajdę...
W chwilę później obaj bracia padli sobie w objęcia, a baron serdecznie uścisnął dłoń Buffalo Billa. Wywiadowcy udali się do obozu, gdzie oczekiwała ich reszta przyjaciół.
— Czy widzieliście Bensona? — zawołał po drodze Bill Betts.
— Ja go widziałem, — rzekł Jim. — Umknął, gdy spostrzegł, że ziemia mu się pali pod nogami. Gdyby pozostał wśród Indian, czekałby go ten sam los, co Jacka Goryla.
W tej samej chwili Indianie podnieśli tak nieludzki wrzask, że słychać go było w promieniu mili.
— To pieśń pogrzebowa Jacka Goryla... — mruknął Jim Betts.

Zwycięstwo

Wczesnym rankiem przybyła pomoc z Blossom Range. Byli to, jak przedtem mówił Dugan, mieszkańcy osady, którzy na wieść o zdradzieckim napadzie Indian na oddział szeryfa postanowili zemścić się na Utach.
Buffalo Bill dowiedział się, że Shepard jest ciężko ranny. Dzielny szeryf nie mógł opuścić łóżka, ale nawet leżąc wydawał zarządzenia i zachęcał o-