Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/121

Ta strona została przepisana.

Długi czas go nienawidziła; tak, tak, doprawdy go nienawidziła za to, że tak lubił polować. Wreszcie pod jej wpływem przeistoczył się zupełnie. Dzisiaj wdzięcznym jej był za to głęboko.
Wstał wreszcie i wyszedł przed chatę. Instynktownie zwrócił naprzód oczy w stronę, gdzie hen, w dali leżało North Battleford. Niebo istrzyło się gwiazdami; przy ich lśnieniu widać było klatkę, w której więził Kazana i Szarą Wilczycę.
Posłyszał jakiś chrobot i począł się weń wsłuchiwać. To Szara Wilczyca w ciszy nocnej gryzła kraty swej klatki. Wnet potem rozległ się jakby jęk zduszony, niemal łkanie. To Kazan tęsknił za utraconą swobodą.
Gdzieś w pobliżu stała wsparta o ścianę chaty siekiera. Weyman pochwycił ją i uśmiechnął się zlekka. Pomyślał, że gdzieś tam hen, o tysiące mil ktoś o nim myślał, dzieląc we wszystkiem jego uczucia i poglądy.
Podszedł do klatki i podniósł w górę topór. Zamierzył się i począł rąbać, aż wnet parę sosnowych żerdzi padło w głąb. Wnet też cofnął się z przed klatki.
Szara Wilczyca pierwsza podeszła do otworu i wysunęła się bez szmeru, jak cień.
Nie odrazu jednak poczęła uciekać. Czekała na Kazana na polanie, ciągnącej się dokoła chaty.
Kazan wyszedł wnet po niej i przez chwilę oba stworzenia przystanęły w miejscu, jakby zdziwione. Wreszcie ruszyły drobnym truchtem, barkami wspierając się o siebie.
— Zawsze razem... — szepnął za niemi Weyman. — Razem aż do śmierci.