Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/193

Ta strona została przepisana.

brzeg. Wnet też wynurzyły się inne bobry i wszystkie razem zgodnie przystąpiły do pracy, jakgdyby nic nie było zaszło. Jedne zaczęły podcinać drzewa, inne znów pracowały w wodzie, nosząc ładunki cementu i gałęzi. Trzymały się jednak zawsze jedynie w drugiej połowie stawu i żaden nie ośmielił się przekroczyć wytkniętej granicy.
Tylko jeden z bobrów podpłynął kilkanaście razy z rzędu do owej martwej linji, zatrzymując się za każdym razem i wpatrując w pomordowane przez Kazana i leżące jeszcze na brzegu małe. Była to niewątpliwie matka, pragnąca, lecz nie ośmielająca się podpłynąć do niewinnych ofiar.
Kazan uspokoiwszy się nieco, myślał teraz o owych szczególnych stworzeniach, które mogły przebywać zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Nie były one zupełnie zdolne do walki i choćby niewiedzieć jak liczne, uciekały przed nim jednym, jak króliki, skoro się tylko ukazał w pobliżu. Nawet Złamany Ząb w starciu wręcz nie użył był kłów swych przeciw niemu.
Wnosił z tego, że na owe najezdnicze stworzenia polować należy podchodem, jak na króliki i kuropatwy. Zaczem ruszył po południu w drogę, a Szara Wilczyca poszła w trop za nim.
Zwykłym wilczym podstępem rozpoczął przede wszystkiem od oddalenia się od obranej zdobyczy, idąc brzegiem w górę struumienia. Poziom wody podniósł się był znacznie wskutek zbudowania tamy, to też liczne brody, któremi niejednokrotnie przechodził z brzegu na brzeg, stały się teraz nie do przebycia.
Postanowił więc, uszedłszy milę, przebyć wpław strumień, zostawiając Szarą Wilczycę, którą wstręt do wody zatrzymał po tamtej stronie. Następnie chyłkiem ruszył w dół strumienia po prze-