Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/110

Ta strona została przepisana.

Najlepiej byłoby popłynąć na moim jachcie, powierzywszy Lidyę znajomym, którzyby mi ją przywieźli lądem do jakiego odległego zakątka Bretanii lub Włoch. Ale komu? Z Nansenami skończyło się... Zapomniałem Ci powiedzieć, że nieszczęśliwy Szwed umarł na galopujące suchoty nazajutrz po naszym przyjeździe. Przy tej okazyi, panie filozofie, pozwolę sobie, jako memu spowiednikowi, opowiedzieć Ci fakt niewytłómaczony, tajemniczy, prawie niepojęty.
Szwed zatem wybrał się ad patres. Przez dwa dni żyliśmy śród tej śmierci, moja kochanka, spędzając godziny całe przy zrozpaczonej wdowie, ja i mój poczciwy Nuitt, którego mimowolną synekurę wyzyskuję na wszystkie sposoby, zajęci potrójną trumną, dębową, ołowianą i sosnową, konieczną dla przewiezienia nieboszczyka do ojczyzny, a także sprawami transportu, wysyłki... Karmiliśmy się literalnie tym Szwedem; popioły jego zmieszały się z naszemi potrawami, wciskały się do naszego snu. Trzeciego dnia, wczoraj rano, hrabina powiada mi:
— Powinieneś pójść do Niny... byłeś dla niej taki dobry i usłużny, chciałaby ci podziękować.
Nic banalniejszego nad tę wizytę. Dlaczego byłem taki wzruszony, taki namiętnie wzruszony, wchodząc do ogródka willi Nansenów, w głębi parowu, o dziesięć minut od morza? Czy to pod wpływem sirocca, czy woni oleandrów? Usta miałem suche, dłonie rozpalone, a całą moją istotą owładnęło zmysłowe odrętwienie, które nie przeszkadzało mi myśleć o śmierci... Jak tu zresztą o niej nie myśleć? Panując w mie-