Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/246

Ta strona została przepisana.

rzego, wskazując przesadnym ruchem połamaną trzcinę i szopę, do której zaniesiono biednego starca.
— Ach! myślałem, że trzeba będzie wezwać Foucarta z wózkiem. — Poczem dodał po cichu: — Jutro, w czwartek, jarmark w Corbeil... o jedenastej u jubilera na ulicy Saint-Spire... wybierzecie razem klejnoty.
— Nie wiem... Nie mogę przyrzekać... — szeptała, niepewna, ze wzrokiem utkwionym w dal, gdzie pod szluzą Evry pieniła się woda w szalonym wirze. Dla tych, którzy mogliby ją usłyszeć, dodała:
— Biedny ojciec Jerzy! zapalenie płuc w jego wieku... Moje uszanowanie, panie Aleksandrze.
— Pani...
Praczki, którym stuk kijanek, odbijający się kilkakrotnem echem pod mostem, nie przeszkadzał bynajmniej śledzić uważnie całej tej tajemniczej krótkiej rozmowy, widząc jak pan Aleksander zakończył ją pocałunkiem, przesłanym na palcach, zaczęły rzucać na starego galanta obelgami... A to ci bałamut! nie dosyć mu Chuchinówny; teraz Sautecoeurowa... To familijne zresztą; Indyanin uchodził za najsłynniejszego rogala w okolicy, syn obejmie tę spuściznę... I biły zapamiętale kijankami i śmiały się do rozpuku.
Nie domyślając się, że jest w części powodem tej wesołości, synowa Sautecoeura połączyła się z towarzyszką na wybrzeżu i, pomagając jej popychać wózek dziecinny, proponowała, by poszły razem nazajutrz na jarmark do Corbeil. Pożyczyłyby karyolkę od sąsiada... Będzie sama powoziła... droga cudowna przez las... taka przejażdżka posłuży maleńkiej.