Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/62

Ta strona została przepisana.

Siedząc przy oknie i wpatrując się w znany krajobraz, gdzie wszystko przypominało mu Lidyę, przez cały czas rekonwalescencyi zajęty był jedynie myślą: „Co się stało?“ Chciał przeczytać list, który napisała przed odjazdem, ale matka list ten chowała... Później, gdy wyzdrowieje, mówiła, były w nim rzeczy, któreby go zanadto zabolały i mogłyby sprowadzić drugi atak, z czego ta łotrzyca ucieszyłaby się tylko!
W istocie zaś list Lidyi tak formalnie oskarżał świekrę, z takim akcentem buntu i szczerości, że obawiała się rozpaczy, a może i gniewu syna, rozkochanego jak w pierwszym dniu, po ośmiu latach małżeństwa. A właśnie stałość tej miłości przerażała najbardziej matkę. Dla niej, jak dla tylu innych Francuzek, które są znacznie więcej matkami niż małżonkami, przenoszącemi na dziecko odepchniętą czułość, z której mąż nie chciał, albo nie umiał korzystać, — miłość należała do akcesoryów powieściowych lub teatralnych, życie zaś we dwoje było pospolitą spółką. Jakże więc mogłaby sobie wytłómaczyć gwałtowność tej żądzy, którą wyczytywała w oczach syna, żądzy równie niepohamowanej po tylu latach co owego dnia, kiedy jego ogniste łzy spływały po szybie namiotu?
— Doprawdy, nie rozumiem was, męzczyzn, — mówiła, prowadząc go, gdy pierwszy raz wyszedł do parku w słoneczny dzień sierpniowy, — wy umiecie kochać i pogardzać jednocześnie... Tak samo ty, myślisz jeszcze o tej nędznicy, która cię zdradziła, która żyje z innym i robi z ciebie pośmiewisko całej okolicy.