Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/119

Ta strona została przepisana.

ne wrażenia, lecz mówił z trudem, bowiem serce biło mu gwałtownie w piersi, rozpalonej tak gwałtowną i nieokiełzaną żądzą, jakiej dotąd nie doświadczyło jeszcze to duże dziecko, pieszczone i znudzone. Ten typ kobiety między dwudziestym piątym a trzydziestym rokiem życia był dlań absolutną nowością, obcy zarówno niesfornym kędziorom Koletki de Rosen, pewności siebie i szmince bezwstydem podkrążającej oczy Férat, jak i krępującemu go i dostojnie smutnemu majestatowi królowej. Nic z kokieterji, ze śmiałości, dumnej rezerwy, nic z tego, co spotykał w prawdziwym świecie lub w swych stosunkach z renomowanym półświatkiem. Ta piękna osoba, o wyrazie spokojnym i zrównoważonym, włosach pięknych, gładko zaczesanych, najwidoczniej od samego rana na cały dzień, w sukni wełnianej, barwy fijołkowej, mająca w uszach dwa wielkie brylanty — dzięki czemu trudno ją było uważać za skromną urzędniczkę — wydała mu się w tem zaciszu pracy biurowej niby karmelitka za kratą klasztorną, lub odaliska wschodnia, śląca błagalny wzrok poprzez złoconą przegrodę tarasu. A miała właśnie korny lęk niewolnicy o pochylonym profilu, zaś bursztynowe tony karnacji, nazbyt prosta linja brwi, rozchylone usta, nadawały tej paryżance charakter azjatycki. Chrystjan w obliczu niej myślał o bezwłosem ciemieniu i małpim wyglądzie męża. W jakiż to sposób znajdowała się we władzy tego potwora? Czy nie był to występek, krzywdzącą niesprawiedliwość?
A głos łagodny ciągnął powoli, jak gdyby tłumacząc się: „Przykra sprawa... Toma nie widać... Gdyby Wasza Królewska Mość chciał mi powiedzieć, co go sprowadza... Mogłabym może...“
Zaczerwienił się, nieco zażenowany. Nie śmiałby za nic tej kobiecie czystej i tak uprzejmej powierzyć