Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/86

Ta strona została przepisana.

chyłkiem, pośpiesznie, w hotelach, gdzie incognito ich mogło być poznane, i okrucieństwo tkwiące w zdradzaniu istoty, równie dobrej, jak ów poczciwiec Herbert, który o żonie mówił z tkliwością nigdy niezaspokojoną i nie przypuszczał, spotykając się z królem w klubie, widząc jego wzrok błyszczący, cerę rozpaloną i humor udatnego przedsięwzięcia, że — wraca z objęć Kolety. Lecz najbardziej ze wszystkich krępował go książę de Rosen, pełen nieufności wobec zasad synowej, z innej pochodzącej kasty, oraz — niepokoju o syna, który miał według niego minę „rogacza“, — mówił to jak stary wyga, — tembardziej, iż czuł się odpowiedzialny, bowiem jego to skąpstwo spowodowało ów mezaljans. Śledził więc Koletę, przywoził ją rano i odwoził wieczorem, i nie odstępowałby ani chwili, gdyby ta zręczna osóbka nie wyślizgiwała mu się wciąż z szorstkich palców. Był to stan cichej wojny. Stary książę, siedząc w biurze, widział nie bez troski, przez okno intendentury, jak piękna synowa obmyślała wraz z swym krawcem urocze toalety, jak wciskała się w róg powozu, zaróżowiona poza szybą zamgloną, albo osłonięta parasolką z frendzlą w dni słoneczne.
— Wychodzisz?
— Sprawy królowej! — odpowiadała triumfująco z poza woalu mała Sauvadon. Była to prawda: Fryderyka trzymała się zdała od wrzawy Paryża, zlecając chętnie wszystkie sprawunki swej damie dworu, nie mogła bowiem zrozumieć próżności, skłaniającej do wygłaszania w modnym magazynie nazwiska i tytułów królewskich pośród uniżoności personelu i badawczej ciekawości obecnych kobiet. To też zbywało jej na popularności światowej. W salonach nie rozprawiano nigdy o kolorze jej włosów lub oczu,