Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/117

Ta strona została skorygowana.
XV.

Tualety matki i córki były gotowe i powóz został najęty.
O godzinie dziesiątej pani Daumont i Teresa zupełnie ubrane, nakładały już rękawiczki.
Robert Daumont tymczasem, według zwyczaju, grał w kawiarni w bezika i obiecywał sobie wrócić do domu nie wcześniej, aż garsoni gasząc światło, zaczną usuwać opóźniających się gości.
Gaston Dauberive, dzięki jednemu ze swych przyjaciół, członkowi instytutu, otrzymał również zaproszenie.
O godzinie dziewiątej zasiadłszy w powozie na rogu ulicy, czekał na wyjazd matki i córki.
Po godzinie wyczekiwania, spostrzegłszy ich powóz, rzekł do woźnicy:
— Do ratusza... i tuż za powozem, który nas mija.
O godzinie jedenastej, pomimo wielkich rozmiarów salonów ratuszowych, tłok był już niezmierny.
W tłumie tym ludzie młodzi stanowili mniejszość, ale liczący się do drugiej młodości, w średnim wieku starsi, wśród których pani Daumont spodziewała się znaleźć męża, tłoczyli się literalnie.
Między kobietami, które się również licznie zebrały i postroiły, bardzo niewiele było rzeczywiście pięknych. Lecz za to na wielu połyskiwały rzadkiej piękności brylanty.