Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

— Z tem wszystkiem jest to konieczne...
— Dobrze! — odrzekła Teresa — lecz wtedy, gdy nie będzie już można uniknąć niebezpieczeństwa, gdy mi zabraknie już siły opierać się woli matki.
— Więc wtedy nie będziesz się już wahać?
— Nie.
— Przyrzekasz mi to?
— Przysięgam ci... A teraz rozejdźmy się... Dalsza zwłoka byłaby nierozsądkiem...
Ubrała się pośpiesznie i wyszła na palcach do przedpokoju.
Służąca wychodząc po mleko, zostawiła drzwi otwarte.
W kilka chwil Gaston, złożywszy ostatni pocałunek na ustach Teresy, opuścił dom, — niepostrzeżony przez nikogo.

V.

Teresa odprowadziwszy Gastona do drzwi, wróciła do swego pokoju, a wiedząc, iż matka nigdy nie wstawała przed godziną dziewiątą, położyła się w łóżku. Nie śpiąc, snuła złote marzenia miłości, która zdawała się już odtąd nierozerwalną.
Wstała o godzinie zwykłej. O wpół do dziesiątej pani Eugenja weszła do jej pokoju.
Teresa spostrzegłszy ją, stała się purpurową.
Na szczęście matka nie spostrzegła tego pomieszania, i chłodno całując ją w czoło rzekła: