Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/199

Ta strona została przepisana.

Wtem usłyszeliśmy nagle straszny krzyk przerażenia — a potem przeciągłe jęczenie...
— Na pomoc, ratunku! — wołała jak szalona przelatująca obok nas służąca. — Ratunku!... Mordują pana Bernaca!
— Gdzie on jest? — ryknął Savary.
— Tam, za temi drzwiami! W bibljotece!
Jeszcze raz dał się słyszeć ten krzyk przeraźliwy, który nas przejął dreszczem i później przeszedł w chrapliwe rzężenie. A potem głośny trzask...
Zrozumiałem dobrze, co to ma znaczyć... Wpadliśmy do bibljoteki i cofnęliśmy się wstecz na ten okropny widok, przejmujący zgrozą, wszyscy, nawet Savary i nieustraszony młody oficer huzarów.
Wuj mój musiał siedzieć przy biurku, obrócony plecami do drzwi, gdy Toussac wpadł gwałtownie do pokoju. Na ten hałas obejrzał się prawdopodobnie i zobaczył gniewną twarz brodatego olbrzyma; z przerażenia wydał ów przeraźliwy krzyk, któryśmy usłyszeli, wchodząc do przedsionka, owo zaś żałosne jęczenie nastąpiło potem, gdy żelazne palce Toussaca owinęły się dokoła jego szyi i skręciły mu bezlitośnie głowę na bok. Już sam widok strasznego mściciela musiał go sparaliżować, tak, że nie mógł ani wstać z krzesła śni się poruszyć. Co było najokropniejsze na obrazie, to to, że dział wciąż jeszcze przed swem biurkiem, plecami do drzwi obrócony, głowa zaś jego, zupełnie wykręcona, zwracała ku nam twarz siną i straszliwie wykrzywioną, ową chudą twarz pergaminową ze szklistemi oczyma i ustami otwartemi, która mi teraz jeszcze niekiedy ukazuje się we śnie i zakłóca mój spokój. Obok niego stał Toussac z rękoma założonemi na piersiach z wyrazem trjumfu.