Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/64

Ta strona została przepisana.

to wszystko, czy też śniły mi się awanturnicze przygody. zaczerpnięte żywcem z jakiegoś romansu?
Te potężne sklepienia, a porosłe mchem, te bramy okute żelazem wydawały mi się jak gdyby z baśni czarodziejskiej; ale świeca kopcąca, przemoczone moje zawiniątko i moje poplamione, w wielu miejscach uszkodzone ubranie przekonywały mnie o tem, że to rzeczywistość. Takie zachowywanie się mego towarzysza, oschłe, trzeźwe, jego od czasu do czasu wypowiadane uwagi nie miały w sobie nic romantycznego.
Staliśmy teraz w długim sklepionym korytarzu, wykładanym płytami marmurowemi, na którego drugim końcu paliła się mała lampa olejna. Dwa okna zakratowane i szczelnie zamknięte okiennicami wskazywały na to, że się znów znajdujemy nad powierzchnią ziemi. Przeszliśmy przez ten korytarz, prosto się ciągnący, a potem przez kilka innych mniejszych, wstąpiliśmy na schody kręte i dostaliśmy się nakoniec do małego, wygodnie urządzonego pokoju, w którym stało łóżko.
— To powinno panu na tę noc wystarczyć — rzekł do mnie.
— Tak, tak — odpowiedziałem.
Nie pragnąłem niczego goręcej, jak rzucić z siebie moje przemoczone ubranie i wyciągnąć się pod tą białą kołdrą, ale jeszcze raz ciekawość moja okazała się silniejszą od strudzenia.
— Jestem panu doprawdy bardzo wdzięczny — rzekłem. — Bądź pan jednak dobry do końca i powiedz mi pan z łaski swej, gdzie się znajduję.
— Jesteś pan w moim domu, to musi panu na razie wystarczyć. Jutro będziemy dalej mówili z sobą.
Pociągnął za sznurek od dzwonka. Zjawił się służący, chudy chłopak wiejski, z kędzierzawą głową, z zachmurzoną twarzą.