Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

— Wiele się jeszcze powinienem nauczyć — odrzekł — abym mógł stanąć obok mistrzów.
— Ale nareszcie pan się zjawiłeś, choć w złej chwili dla nas. Ojciec, który, jestem pewna, byłby szczęśliwy gdyby w czemkolwiek mógł panu dopomóc, popadł w niełaskę i wyjechał przed trzema dniami.
Gilbert uśmiechnął się.
— Pani baronowo — wyrzekł z lekkim ukłonem — właśnie przed sześciu dniami, z rozkazu pana barona de Necker, wtrącony zostałem do Bastylji.
Teraz się zarumieniła pani de Stael.
— Doprawdy? opowiada mi pan coś, co mnie bardzo dziwi. Pan w Bastylji?...
— Tak, pani, ja!...
— Cóżeś pan uczynił?
— Dopiero ci, którzy mnie wtrącili do więzienia, mogliby to powiedzieć.
— Ale pan z więzienia wyszedłeś?...
— Przecież niema już Bastylji.
— Jakto, niema Bastylji?... — podchwyciła pani de Stael z udanem zdziwieniem.
— Czy pani nie słyszała huku armat?...
— Tak, słyszałam, ale tylko armaty.
— O!... pozwól pani sobie powiedzieć, że to niepodobna, ażeby pani de Stael, córka pana de Necker, nie wiedziała w tej chwili, że Bastylja zdobyta została przez lud.
— Zapewniam pana — odpowiedziała baronowa z zakłopotaniem — że zdala jestem od wszystkich spraw od czasu odjazdu ojca, i że dnie spędzam tylko na opłakiwaniu jego nieobecności.
— Pani... pani!... — odrzekł Gilbert, kiwając głową. — Kurjerzy rządowi zbyt przyzwyczajeni są do drogi, prowadzącej do zamku Saint-Quen, ażeby choć jeden kwadrans nie przyniósł wiadomości o tem, że się Bastylja poddała.
Baronowa widziała, że niepodobna jej było odpowiadać bez widocznego kłamstwa. Kłamstwo zaś było dla niej wstrętnem, więc zmieniła przedmiot rozmowy.
— I czemu mam zawdzięczać zaszczyt pańskich odwiedzin? — spytała.
— Pragnąłem mieć zaszczyt pomówienia z panem de Necker.