Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/120

Ta strona została przepisana.

rzuciła igłę, opuściła ręce z obu stron krzesła, pochylając głowę w tył — i wydała długie westchnienie, w którem łączyły się, przez jedno z tych niewytłomaczonych tajemnic serca, żal z oddalenia się Askania i niejakie ukontentowanie, że go już przy sobie nie czuła.
Co do młodzieńca, ten był w złym humorze, gniewał się na Benvenuta, że mu dał tak szczególne zlecenie; gniewał się na siebie samego, że nie umiał z niego lepiej korzystać; gniewał się szczególniej na panią Perrine, która wyprowadziła go właśnie w chwili, gdy mu się zdawało, że oczy Blanki mówią mu by został.
Skoro przeto ochmistrzyni, będąc sam na sam z nim, zapytała go o cel odwiedzin, Askanio pragnąc się zemścić na niej za swoją własną niezgrabność, odpowiedział śmiało i bez ogródki:
— Celem moich odwiedzin, szanowna damo, jest prosić cię o pokazanie mi pałacu de Nesle, a to od jednego końca do drugiego.
— O pokazanie pałacu Nesle! — zawołała pani Perrine — i na cóż chcesz go pan oglądać?
— Aby się przekonać, czy będzie nam dogodny i czy warto abyśmy się do niego przenosili.
— Jakto, przenosili! Czyście go najęli od pana prewota?