Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/686

Ta strona została przepisana.

drasnęła pierś młodzieńca, który z swej strony wyciągając się jak długi, pruł tylko powietrze ostrzem swojej.
Aubry pojął wkrótce, iż zginie jeżeli tym sposobem potykać się będzie, dla zniweczenia więc planu swego przeciwnika, zaczął nacierać na niego i odpierać razy zwykłym sposobem; usiłował zbliżać się stopniowo, to znów następnie uważając, że jest w przyzwoitej odległości odkrył pierś jakby przypadkiem. Marmagne dostrzegłszy to, wymierzył raz na Aubrego, który korzystając z tego pochylił się tak, że szpada Marmagna o parę cali nad głową jego przeszła, a on w tym czasie poskoczywszy i wyciągnąwszy się podłużnie, z taką zręcznością i siłą ugodził, że mała szpadka pazia znikła do rękojeści w piersiach wicehrabiego. Marmagne krzyknął przeraźliwie, to było dowodem gwałtownej boleści; poczem zbladł, puścił szpadę i upadł.
Właśnie w tej chwili patrol miejski nadbiegł zwabiony wołaniem Marmagna, znakami pazia i zgromadzeniem się ludu przed drzwiami. Straż widząc Aubrego z zakrwawioną szpadą, pochwyciła go pomimo oporu jaki chciał stawić; lecz gdy usłyszał dowódcę wołającego: — Rozbroić tego łotra i zaprowadzić do Chatelet; — oddał bez przymusu oręż i udał się dobrowolnie