Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— O tak!... — odparł Porthos z westchnieniem — bardzo zajmujące!...
D‘Artagnan przestał już liczyć westnienia Porthosa.
— Następnie — dodał Porthos — Gredinet szuka zabitych królików i odnosi do kucharza; jest do tego ułożony.
— A to poczciwe stworzenie!... — rzekł d‘Artagnan.
— Dajmy pokój Gredinetowi, — przerwał Porthos — jeżeli masz ochotę, mogę ci go podarować... zaczyna mnie już nudzić... wróćmy lepiej do naszej poprzedniej rozmowy.
— Najchętniej — rzekł d‘Artagnan — uprzedzam jednak, drogi przyjacielu, abyś nie powiedział, żem cię podszedł zdradziecko, iżbyś musiał zmienić sposób życia.
— A to dlaczego?
— Przywdziać musiałbyś zbroję, przypasać szpadę, narażać się na różne awantury i, jak to dawniej bywało, postradać, trzęsąc się na koniu, trochę z teraźniejszej objętości; znasz zresztą dobrze nasze dawne obyczaje.
— Do djabła!... — odezwał się Porthos.
— Tak... ja cię pojmuję; zepsułeś się, kochany przyjacielu, dostatkiem; brzuszek ci się zaokrąglił, a pięść nie posiada już tej siły i elastyczności, jakiej tyle dowodów otrzymywała przyboczna straż pana kardynała.
— O!.. pięść jeszcze silna, przysięgam ci, — rzekł Porthos, pokazując rękę szeroką, jak pieczeń barania.
— Tem lepiej.
— Więc to o wojnę chodzi?...
— Ależ tak, mój Boże, tak, nie inaczej.
— Przeciw komu?...
— Czy śledziłeś wypadki polityczne, mój przyjacielu?...
— Ja?... wcale nie...
— A zatem czy jesteś za Mazarinim, czy też za książętami?...
— Ależ ja z nikim nie trzymani.
— To znaczy, że do nas należysz. Doskonale, Porthosie, najlepszy to sposób, aby twoje papiery poszły w górę. Otóż mój drogi, powiem ci szczerze, przychodzę do ciebie z polecenia kardynała.
Porthos uczuł się zelektryzowany, zupełnie jakby to było w roku 1640 i jakby chodziło o prawdziwego kardynała.
— Oho!... — odezwał się — a czegóż to chce ode mnie Jego Eminencja?...